Nie unosi się gniewem

W codzienności życia rodzinnego zdarzają się sytuacje ujawniające słabości i wady – nasze i naszych bliskich. Czasem budzą one w nas złość. Bywa też, że zostawiają trudny do zatarcia ślad w naszej pamięci. Ktoś, komu zdarza się nosić w sobie gniew lub wypominać cudze potknięcia, koniecznie powinien znaleźć czas na przemyślenie słów św. Pawła z „Hymnu o miłości”. Apostoł naucza w nim, że prawdziwa miłość nie unosi się gniewem i nie pamięta złego (por. 1 Kor 13, 5). Słowa te skomentował papież Franciszek w Adhortacji apostolskiej Amoris laetitia (Radość miłości). Przeżywając ogłoszony przez Ojca świętego Rok Rodziny „Amoris laetitia”, warto sięgnąć do rozważań papieskich na temat „Hymnu o miłości”, by znaleźć w nich inspirację do odkrywania radosnej strony życia rodzinnego.

Na początku jednak zwróćmy uwagę na znaczenie słów użytych w przywołanym fragmencie Pisma Świętego. Odnoszące się do miłości określenie „nie unosi się gniewem” w greckim oryginale zostało wyrażone czasownikiem „paroxynomai”. W jego podstawie słowotwórczej dostrzegamy przymiotnik „oxys”, czyli „ostry”, który występuje głównie w Apokalipsie i odnosi się do miecza lub sierpa. W tym kontekście omawiany czasownik oznacza „czynić się ostrym”, co nabiera metaforycznego sensu „być gwałtownym”, „zżymać się” lub „oburzać się”. Paweł Apostoł wiedział, o czym pisze, gdyż sam doświadczył podobnego stanu – „burzył się wewnętrznie” – na widok wielu bożków w Atenach (por Dz 17, 16). Wiemy jednak, że to uczucie wynikające z chrześcijańskiej gorliwości nie zamknęło Apostoła na kontakt z Ateńczykami. Paweł podjął dialog z przedstawicielami epikurejczyków i stoików, a na Areopagu przemówił do mieszkańców w taki sposób, by pozyskać ich dla Chrystusa. I mimo że przez wielu został wyśmiany, to jednak niektórzy „przyłączyli się do niego i uwierzyli” (por. Dz 17, 17-34).

Drugie sformułowanie odnoszące się do miłości – „nie pamięta złego” – zawiera czasownik „logizomai”, który oznacza „liczyć”, „obliczać”, „rachować”, „liczyć coś komuś”. W Nowym Testamencie występuje on ponad 40 razy, ale na dwa przypadki warto zwrócić szczególną uwagę. Chodzi o fragmenty odnoszące się do miłosiernego Boga, który nie liczy ludzkich grzechów i występków (por. Rz 4, 8; 2 Kor 5, 19). Taka właśnie jest miłość, a przecież Bóg jest miłością.

W nawiązaniu do przywołanych tutaj postaw wyrażających miłość papież Franciszek w „Amoris laetitia” stwierdził, że oburzenie spowodowane czymś zewnętrznym „to przemoc wewnętrzna, nie okazywane podrażnienie”. Taki gniew sprawia, że przyjmujemy wobec ludzi postawę obronną i traktujemy ich jak uciążliwych wrogów, których najlepiej omijać. Nie dość, że niczemu dobremu to nie służy, to jeszcze powoduje naszą izolację i niemoc. „Oburzenie jest zdrowe – dodał Franciszek – gdy prowadzi nas do reagowania w obliczu poważnej niesprawiedliwości, ale jest szkodliwe, gdy ma skłonność do przenikania wszelkich naszych postaw wobec innych” (AL 103). Papież zauważył jednak, że istnieje różnica między poczuciem siły wybuchającej agresji, a zgodą na nią i przyzwolenie, by się w zadomowiła w naszym wnętrzu. Uczucia same w sobie nie podlegają ocenie moralnej. Dopiero wolna decyzja osoby, która te uczucia podtrzymuje lub działa pod ich wpływem, nabiera charakteru moralnego. Jako podstawę takiego podejścia do problemu papież wskazał biblijny fragment: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!” (Ef 4, 26). Zachęcił też, by każdy dzień kończyć prostymi gestami pojednania, które przywracają zgodę w rodzinie. „Wewnętrzną reakcją w obliczu przykrości spowodowanych przez innych powinno być przede wszystkim błogosławienie w sercu, pragnienie dobra drugiej osoby, proszenie Boga, aby ją wyzwolił i uzdrowił” (AL 104). Zachęcając do takiej postawy, Piotr naszych czasów przywołał słowa Piotra Apostoła: „Błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo” (1 P 3, 9).

Następnie papież Franciszek zauważył, że zgoda na przenikanie złych odczuć do naszego wnętrza stwarza miejsce dla zagnieżdżającej się w sercu urazy. Przeciwieństwem odnotowywania w pamięci zranień jest „przebaczenie oparte na nastawieniu pozytywnym, próbującym zrozumieć słabość innych i starającym się szukać usprawiedliwienia dla drugiej osoby” (AL 105). Jako przykład takiej postawy Ojciec święty wskazał samego Pana Jezusa, który na krzyżu modlił się za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). W tym kontekście warto przypomnieć również pewną rozmowę Pana Jezusa: Wtedy Piotr podszedł do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18, 21-22). W relacjach małżeńskich i rodzinnych, gdy ludzie obciążeni różnymi niedoskonałościami przebywają ze sobą na co dzień, nawet przy najlepszych intencjach wzajemne zranienia stają się czymś nieuniknionym. Tylko gotowość wybaczania sobie nawzajem gwarantuje przetrwanie relacji. A jeśli dodamy do tego wyrozumiałość i dążenie do poprawy, to rzeczywiście nasze rodziny będą pełne „radosnej miłości”.

Postawą, przed którą wyraźnie ostrzega papież, jest skłonność do szukania cudzej winy, wyobrażania sobie czyjejś niegodziwości i przypisywanie innym złych intencji. Wówczas nawet słuszne domaganie się poszanowania swoich praw przeobraża się w uporczywą chęć odwetu i okrucieństwo. Jednak to daje tylko fałszywą ulgę. Zniszczenie relacji nie przynosi nam upragnionego szczęścia, o które tak walczymy. Prowadzi do niego przebaczenie.

Franciszek stwierdził, że „przebaczenie jest możliwe i pożądane, ale nikt nie mówi, że jest ono łatwe” (AL 106). Niejednokrotnie wymaga to przejścia długiej drogi, na której ważnym etapem jest także „wyzwalające doświadczenie zrozumienia i wybaczenia sobie samym”. Warto zastanowić się, czy niektóre nasze postawy nie wynikają z utraty miłości do siebie samych. Można powiedzieć, że tylko człowiek pogodzony z sobą jest w stanie żyć w zgodzie z innymi. Stąd ważne jest, by umieć przebaczyć sobie i zaakceptować siebie z różnymi swoimi ograniczeniami, ponieważ dzięki temu możliwe jest przyjęcie tej samej postawy wobec innych. Z kolei aby to osiągnąć, potrzebne jest doświadczenie przebaczającej i bezwarunkowej miłości Boga, która usprawiedliwia nas zupełnie za darmo. „Jeśli zaakceptujemy, że Boża miłość jest bezwarunkowa, że miłości Ojca nie trzeba kupować lub za nią zapłacić, to możemy wówczas kochać ponad wszystko, przebaczać innym, nawet gdyby byli wobec nas niesprawiedliwi” (AL 108).

Rozważany fragment „Hymnu o miłości” zachęca do przezwyciężania rodzącego się w nas czasem wewnętrznego gniewu i przebaczania bliskim popełnionych przez nich przewinień. Oczywiście każdy sam musi podjąć decyzję, czy woli żyć trawiony złością, która buduje mury i zwiększa dystans między bliskimi, czy jednak zdecyduje się „wznieść serce nad zło” i w relacji małżeńskiej i rodzinnej doświadczać radosnej miłości.

Piotr Pikuła