Współweseli się z prawdą

Wspólne doświadczanie radości to jeden z piękniejszych aspektów życia małżeńskiego i rodzinnego. Zachęca do tego papież Franciszek w wydanej w 2016 roku Adhortacji apostolskiej Amoris laetitia (Radość miłości). W przeżywanym obecnie w Kościele Roku Rodziny, którego hasłem jest tytuł adhortacji, warto pochylić się nad słowami św. Pawła, który napisał, że miłość „nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą” (1 Kor 13, 6).

Nawiązując do przywołanego powyżej fragmentu Hymnu o miłości papież Franciszek stwierdził, że cieszenie się z niesprawiedliwości „oznacza coś negatywnego, przebywającego w tajnikach ludzkiego serca. Jest to zatruta postawa ludzi cieszących się z tego, że ktoś doznaje niesprawiedliwości” (AL 109). Z kolei postawa polegająca na dzieleniu z kimś radości wskazuje na sytuację, w której człowiek „cieszy się z dobra drugiej osoby, kiedy uznana jest jej godność, gdy doceniane są jej zdolności i jej dobre dzieła”. Papież zauważył, że nie będzie to możliwe dla osób, które mają skłonność do ciągłego porównywania się z innymi i współzawodnictwa, nawet ze swoim współmałżonkiem. To właśnie takie nastawienie, według Franciszka, przynosi „potajemną radość” z powodu porażek doświadczanych przez najbliższych. Papież stwierdza: „Rodzina powinna być zawsze miejscem, o którym każdy, kto uczyni w życiu coś dobrego, wie, że tam będą się z tego cieszyć wraz z nim” (AL 110). Radość z powodzenia doświadczanego przez bliskich jest formą oddawania chwały Bogu. „Pan docenia szczególnie tego – podkreśla Franciszek – kto cieszy się ze szczęścia innych”. Przestrzega również, że człowiek, który nie umacnia zdolności do dzielenia radości z dobra innych, skazany jest na życie z niewielką radością.

Perspektywę zarysowaną przez papieża warto poszerzyć o biblijne ujęcie wspólnego przeżywania radości. W Hymnie o miłości postawę taką wyraża grecki czasownik synchaireo. W Nowym Testamencie występuje on siedem razy. Przywołanie fragmentów, w których możemy go spotkać, pozwoli lepiej naświetlić jego znaczenie. Najpierw chciałbym zwrócić uwagę na ten, który bezpośrednio dotyczy życia rodzinnego: „Dla Elżbiety zaś nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem” (Łk 1, 57-58). Przyjście dziecka na świat to szczególny moment w życiu każdej wspólnoty rodzinnej. Cud narodzin to wspaniała okazja do celebrowania daru życia samego w sobie oraz jako owocu miłości małżeńskiej, który z mężczyzny i kobiety czyni rodziców. W przypadku biblijnej Elżbiety radość potęgował fakt, że Bóg uzdrowił ją z niepłodności, umożliwiając jej doświadczyć macierzyństwa pomimo starości. W tym kontekście warto przemyśleć kwestię naszego nastawienia do daru nowego ludzkiego życia. Z tego nastawienia bowiem wynikają nasze reakcje emocjonalne i konkretne postawy wobec dzieci, także tych nienarodzonych, jak i ich rodziców. Czy potrafimy „współweselić się prawdą” o wartości każdego ludzkiego życia? Czy potrafimy okazać wsparcie, choćby nawet tylko to emocjonalne, rodzicom biorącym na siebie ciężar odpowiedzialności za dziecko? Niech dobre słowo, uśmiech, gratulacje, życzenie pomyślności zastąpią wciąż jeszcze spotykane postawy wyrażające dezaprobatę, przytyki, kpiny czy nawet poniżające uwagi pod adresem osób decydujących się na przyjęcie potomstwa.

Kolejne dwa fragmenty, na które wypada tu zwrócić uwagę, zawierają pełne entuzjazmu wezwanie: „Cieszcie się ze mną!”. Wypowiada je najpierw pasterz, który odnalazł zaginioną owcę, a później kobieta, która znalazła zgubioną drachmę (Łk 15, 6. 9). W wezwaniu tym pobrzmiewa zachęta do dzielenia z Bogiem i aniołami radości z nawrócenia grzesznika. Przeciwieństwem takiej postawy jest zachowanie starszego brata z przypowieści o miłosiernym ojcu i synu marnotrawnym. Widząc ucztę wyprawioną z okazji powrotu młodszego brata, starszy „rozgniewał się i nie chciał wejść” (Łk 15, 28). W dosłownym znaczeniu tej historii dostrzec można powagę problemu braku radości z cudzego dobra. Starszy syn, który latami służył ojcu, wypełniając posłusznie jego nakazy, nie potrafił zdobyć się nawet na tak drobny gest życzliwości wobec brata, jak wejście do rodzinnego domu, w którym przebywał marnotrawny. Nie wiadomo, czym dokładnie kierował się starszy brat. Być może motywowało go silne poczucie sprawiedliwości. Cokolwiek by to nie było, ojciec starał się przełamać opór starszego dziecka, mówiąc mu, że „trzeba się weselić i cieszyć!” (Łk 15, 32). Prawdą, z którą w tym wypadku należy się współweselić, jest fakt, że umarły znów ożył, a zaginiony się odnalazł. W rodzinach, w których pojawia się więcej niż jedno dziecko, dosłowne znaczenie przypowieści powinno być okazją do refleksji nad problemem rywalizacji między rodzeństwem o miłość rodziców. Dzieci potrafią walczyć o nią, czasem nawet brutalnie. Zadaniem ojca i matki jest takie ułożenie relacji z dziećmi, by nauczyły się one wzajemnego szacunku. Podstawą tego jest ofiarowanie dzieciom swojego czasu i uwagi oraz zapewnianie im poczucia bycia kochanym. Ważne też, by rodzice starali się docenić każde dziecko z jego indywidualnymi zdolnościami i by komunikowali im, że każde na swój własny sposób jest dla nich bezcennym skarbem. Dzięki temu między rodzeństwem pojawi się przestrzeń na szczerą radość z sukcesów odnoszonych przez siostrę lub brata.

Fragmentem Pisma Świętego, który aż dwukrotnie wspomina o wspólnym przeżywaniu radości, jest wyrażone przez Pawła Apostoła przeczucie zbliżającej się jego męczeńskiej śmierci: „A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi: a także i wy się cieszcie i dzielcie radość ze mną!” (Flp 2, 17-18). Trzeba ogromnej wiary – wiary na miarę św. Pawła – by można było mówić o wspólnym przeżywaniu radości w obliczu śmierci. Niemniej jednak jest ona wpisana w życie człowieka i w losy każdej rodziny. Bojąc się utraty życia, niektórzy ludzie czynią ze śmierci temat tabu. „Współweselić się w prawdzie” o umieraniu można tylko wówczas, gdy człowieka łączy osobista relacja z Jezusem Zmartwychwstałym. Ten, który pokonał śmierć, pozwala nam patrzeć w przyszłość z nadzieją na życie wieczne w jedności z Bogiem. To jest dla nas źródłem prawdziwej radości, o której przy różnych okazjach, szczególnie podczas odwiedzania rodzinnych grobów, warto rozmawiać także w gronie najbliższych.

Ostatni akcent, który może posłużyć za podsumowanie tych rozważań, wiąże się z fragmentem ukazującym wspólnotę chrześcijan jako Ciało Chrystusa. „Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki” (1 Kor 12, 26). Podstawą rodziny jako domowego Kościoła jest sakramentalny związek mężczyzny i kobiety, którzy również tworzą jedno ciało. Jedność małżeńska wyraża się na wiele sposobów, także poprzez współodczuwanie, zarówno w tych momentach przysparzających cierpień, jak i w tych, które wywołują dobre emocje. Wspólne przeżywanie jednych i drugich umacnia naszą jedność, gdy z otwartością i empatią dzielimy się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Trzeba tylko na chwilę się zatrzymać i porozmawiać.

Piotr Pikuła