Służyć z miłością
Życie w małżeństwie i rodzinie angażuje nasze talenty. Bóg obdarza nas nimi w różny sposób. Ja na przykład nie mam smykałki do gotowania, a mój brat raz po raz chwali się zdjęciami potraw, którymi raczy swoją rodzinę. Mam inne zdolności i umiejętności, którymi staram się służyć moim najbliższym. Czasem jednak dochodzę do przekonania, że od czynności wykonywanych na rzecz rodziny ważniejsza jest towarzysząca im atmosfera. Nasze różne działania na rzecz rodziny nabierają smaku, gdy potrafimy zdobyć się na życzliwe spojrzenie i pogodny uśmiech.
Paweł Apostoł w Hymnie o miłości napisał: „Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i wiarę miał tak wielką, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał – byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże” (1 Kor 13, 2-3). Z słów tych wynika, że posiadane dary nadprzyrodzone tracą swą wartość, gdy w korzystaniu z nich człowiek zapomina o miłości. Gdy koncentrujemy się na sobie, posiadane zdolności służą nam jako środki do zaspokajania naszych osobistych potrzeb. Mogą mieć one charakter materialny lub emocjonalny, jak na przykład potrzeba uznania i akceptacji. Gdy jednak kierujemy się miłością, otrzymanymi od Boga talentami posługujemy się w celu niesienia wsparcia potrzebującym. Pan Jezus zarzucał niektórym ludziom, że rozdają jałmużnę tylko po to, „aby ich ludzie chwalili”. Miłość nie ma takich skłonności. Miłość nie musi otrąbić wszem i wobec swoich dokonań, lecz potrafi działać „w ukryciu” (por. Mt 6, 4).
Życie małżeńskie i rodzinne polega na miłości przeżywanej „w ukryciu”. Właściwe funkcjonowanie domu rodzinnego wymaga codziennego wykonywania całego szeregu prostych czynności, których zazwyczaj nikt nie zauważa. Z badań wynika, że statystycznie największą ich ilość wykonują kobiety – żony i matki. Kwestie związane z organizacją życia rodzinnego bardzo często stają się przyczyną konfliktów. Chcąc się ich ustrzec, warto przyjąć czytelny i przez obie strony zaakceptowany podział zadań. Wprowadza on poczucie sprawiedliwości, tak by nikt nie czuł się nadmiernie przeciążony lub wykorzystywany. Stwarza on również wyraźną przestrzeń na wzajemne okazywanie sobie miłości poprzez drobne przysługi, na przykład gdy żona z jakiegoś powodu nie może przygotować obiadu, mąż może ją w tym wyręczyć. Poza tym spędzenie jakiegoś czasu w kuchni pomaga uświadomić sobie, ile wysiłku na co dzień kosztuje żonę przygotowywanie posiłków. To oczywiście tylko przykład, który każdy może odnieść do swojej sytuacji.
Badacze życia społecznego wskazują, że najszybciej „wypalamy się”, wykonując zajęcia wymagające częstego kontaktu z innymi ludźmi. Czasem podobne „wypalenie” grozi nam także w relacjach małżeńskich i rodzinnych. Święty Paweł w Hymnie o miłości wspomniał o tak wielkiej gorliwości w niesieniu pomocy innym, że człowiek zdolny jest do wystawienia swego ciała na spalenie. Apostoł podkreślił jednak, że bez miłości nawet tak ofiarna postawa w niczym nie pomoże. Gdy nadamy tym słowom sens metaforyczny, możemy odnieść je do tych wszystkich sytuacji życiowych, które wymagają od nas heroicznego poświęcenia dla najbliższych. Takie chwile próby łatwiej nam przetrwać, gdy kierujemy się chrześcijańską miłością określoną greckim słowem „agape”. Nawiązując do niego, papież Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est napisał, że „miłość staje się troską o człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem; poszukuje dobra osoby ukochanej: staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich” (6).
Doświadczenie pokazuje, że trudno zdobyć się na takie gesty poświęcenia, gdy wracamy po całym dniu pracy, po dziesięciu czy dwunastu godzinach poza domem, i gdy marząc tylko o chwili odpoczynku na kanapie, słyszymy prośbę, by zająć się dziećmi, sprawdzić im zadania domowe, przepytać przed sprawdzianem lub przygotować do spania. Życzliwa odpowiedź: „Tak, dobrze, kochanie”, wymaga czasem kolejnego wysiłku woli i wewnętrznej mobilizacji do skupienia się bardziej na innych, niż na samym sobie. Pomaga w tym przyjęcie zasadniczego założenia, że czas na jakiś odpoczynek i chwilę dla siebie mamy dopiero, gdy wypełnimy swoje obowiązki rodzinne. Jeśli potrafimy zdobyć się na dobroć z uśmiechem w ciągu dnia wobec innych ludzi, to tym bardziej powinniśmy z miłością odnosić się do członków własnej rodziny. Jeśli potrafimy zachować cierpliwość i okazać pomoc ludziom, z którymi mamy kontakt w pracy, to tym bardziej wypada w taki sposób zachowywać się wobec najbliższych. Warto pamiętać, że wchodząc w związek małżeński i zakładając rodzinę, cały czas jesteśmy „na służbie”.
Święty Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej Familiaris consortio napisał, że wszystkie działania na rzecz rodziny będzie nam łatwiej wypełnić, jeśli będziemy postrzegać je jako prawdziwą i właściwą „służbę” (por. FC 21). Wielokrotnie podejmując w tym dokumencie temat wzajemnej służby w życiu małżeńskim i rodzinnym, papież wskazał na przykład samego Chrystusa: „Rodzina chrześcijańska jest w ten sposób ożywiona i kierowana nowym prawem Ducha i w wewnętrznej komunii z Kościołem – ludem królewskim – zostaje wezwana do przeżywania swej ‘służby’ miłości wobec Boga i wobec braci. Tak jak Chrystus sprawuje swoją władzę królewską oddając się na służbę ludzi, tak chrześcijanin znajduje autentyczny sens własnego udziału w królewskości swego Pana, uczestnicząc w Jego duchu i w postawie służby człowiekowi” (FC 63).
W wiernym trwaniu „na służbie” pomaga powracanie w myślach do momentu, w którym Pan Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy ubrał się jak sługa i umył nogi swoim uczniom, po czym wyjaśnił im swoje zachowanie w następujących słowach: „Wy Mnie nazywacie ‘Nauczycielem’ i ‘Panem’ i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 12-15). A na koniec Pan Jezus dodał jeszcze: „Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować” (J 13, 17). To bardzo ważna wskazówka. Jeśli będziemy tak postępować, jeśli w małżeństwie i rodzinie będziemy sobie wzajemnie służyć z miłością, będziemy błogosławieni, to znaczy szczęśliwi. Jeśli bardziej skupimy się na sobie i własnych pragnieniach, w nasze relacje wkradną się wzajemne roszczenia i pretensje.
Prawdziwe szczęście w relacjach z najbliższymi można osiągnąć dzięki postawie całkowitego daru z siebie na wzór Chrystusa, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7). Nasze talenty i wysiłki, oddanie wszystkiego i spalanie się dla innych nie wniosą go w nasze życie osobiste i rodzinne, jeśli będą one wynikać z jakichś egoistycznych pobudek. Prawdziwego szczęście możliwe jest tylko dzięki bezinteresownej miłości.
Piotr Pikuła