Obrońca unitów – Jan Frankowski

W okresie prześladowania unitów podlaskich przez carską Rosję ujawniło się wielu bohaterskich obrońców wiary i więzi z Kościołem katolickim. Wśród nich bardzo ważne miejsce zajmuje Jan Frankowski, którego życie i działalność jest wciąż aktualnym przykładem służby Bogu i Ojczyźnie.

Losy Jana Frankowskiego opisał pijar ks. Adam Słotwiński w książce zatytułowanej „Unia podlasko-chełmska od r. 1875-1885” (1894). Według tego autora, Jan Frankowski urodził się 2 marca 1834 r. we wsi Lifki (Liwki Szlacheckie) w powiecie bialskim Guberni Siedleckiej na Podlasiu. Jego rodzice to Feliks i Julia z Marcinkiewiczów. Jan miał dwóch braci, Stanisława i Leona. Uczył się w Białej Podlaskiej i w Instytucie Szlacheckim w Warszawie. Ze względu na edukację synów, rodzina przeprowadziła się do Warszawy. Bracia Frankowscy uczyli się wielu języków obcych: niemieckiego, francuskiego, angielskiego, włoskiego i rosyjskiego. Rodzice dbali też o religijno-patriotyczne wychowanie synów. Ojciec uczył ich ojczystej historii, a matka troszczyła się o wpajanie im wiary. Dzięki udzielanym przez ojca lekcjom prawa, w 1855 r. Jan podjął pracę w warszawskich sądach i prokuraturze.

Ks. Słotwiński stwierdza, że Jan Frankowski już w 1856 r. zajął się „pracą narodową”, nawiązując kontakty z kolegami powracającymi z Syberii i emigracji. Bracia Frankowscy, po rozwiązaniu Towarzystwa Rolniczego (1861 r.), przy materialnym wsparciu ze strony ojca, wyjechali do różnych województw, by zajmować się „propagandą narodową”.

Już w tamtym okresie Jan był zainteresowany kwestią unicką. Był przekonany, że przedstawiciele szlachty powinni żenić się z unitkami, by poprzez małżeństwa związać Rusinów z Polską. By dać przykład braciom i kolegom, zaręczył się z córką Michała Niczypora, włościanina z wioski Krzywośniki. Ostatecznie jednak małżeństwo nie zostało zawarte, gdyż Frankowski za pracę konspiracyjną trafił na Syberię. Aresztowano go w 1862 r. i osadzono w Cytadeli Warszawskiej, skąd po uciążliwym śledztwie został wywieziony do Wierchojeńska w Guberni Jakuckiej. Stamtąd jednak władze carskie jako „niebezpiecznego apostoła” zesłały go nad Bajkał.

Na marginesie warto dodać, że w czasie powstania styczniowego jego młodszy brat Leon pełnił funkcję komisarza Rządu Narodowego w województwie lubelskim i dowódcy oddziału powstańczego. Został jednak schwytany i powieszony w Lublinie 16 kwietnia 1863 r. Również brat Stanisław brał udział w powstaniu, a od września 1863 wchodził w skład Rządu Narodowego. Po upadku powstania wyemigrował do Francji.

Dalej ks. Słotwiński zanotował, że gdy w 1870 r. Jan Frankowski wrócił z zesłania i udał się do Niczypora, okazało się, że ojciec wydał już córkę za innego. Według Słotwińskiego, podczas tego spotkania unita opowiedział Frankowskiemu o ciężkim położeniu prześladowanych przez carat unitów. Skłoniło to Frankowskiego do podjęcia wysiłków na rzecz niesienia im pomocy.

Najpierw zwrócił się do znanego sobie z czasów konspiracji Czesława Dembowskiego, ziemianina z Zahajek w powiecie włodawskim. Dzięki wsparciu finansowemu Dembowskiego mógł szerzej rozwinąć swoją działalność. Zdołał też przekonać wielu kapłanów, między innymi z Warszawy i z Łowicza, by poprzez udzielanie represjonowanym sakramentów nieśli im pomoc duchową. Frankowski znalazł też wsparcie w Krakowie. Ks. Serwatowski, proboszcz w kościele św. Piotra (i św. Pawła) zgodził się udzielać sakramentów przybywającym z Podlasia unitom. Udało mu się też nawiązać współpracę z ks. Marcelim Sikorskim, którego Frankowski wysłał do Rzymu, by uzyskał u papieża Leona XIII przywileje i prawa misjonarzy dla księży pracujących wśród unitów. Dzięki pomocy byłego szambelana papieskiego, hr. Władysława Kulczyckiego, misja ks. Sikorskiego zakończyła się sukcesem. Ponadto w Krakowie uzyskał wsparcie Ludomira Biechońskiego, Tadeusza Okszy-Orzechowskiego i hr. Huberta Krasińskiego. Dzięki zawartym znajomościom otrzymał w Warszawie stanowisko bibliotekarza u hrabiów Krasińskich, a jednocześnie mógł dalej organizować pomoc dla unitów.

Następnie Frankowski udał się do Poznania, gdzie nawiązał dobre stosunki z redaktorami polskich czasopism. Udał się też do Lwowa, jednak o skutkach tego wyjazdu ks. Słotwiński nie był poinformowany.

Później (z kroniki ks. Słotwińskiego wynika, że w 1879 r.) Frankowski otrzymał zaproszenie do Rzymu na spotkanie z Leonem XIII. Podczas audiencji sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, kard. Jakobini, poprosił Frankowskiego, by w pracy na rzecz unitów podjął współpracę z jezuitami, którym papież zlecił prowadzenie misji wśród prześladowanych (pierwszy jezuita wyruszył na Podlasie wiosną 1878 r.). Informacja ta wywołała pesymistyczne nastroje wśród współpracowników Frankowskiego, który mimo wszystko w duchu posłuszeństwa pogodził się z decyzją hierarchów Kościoła.

Po powrocie do Warszawy Frankowski organizował dla unitów tajne punkty, w których mogli otrzymać sakramenty w obrządku rzymsko-katolickim. Na przygotowanych przez ks. Słotwińskiego blankietach poświadczano udzielenie sakramentów, a później dokumentacja ta wracała do Krakowa, co dla ks. Serwatowskiego stanowiło podstawę do wpisywania unitów do ksiąg parafialnych.

Działalność Frankowskiego została odkryta przez śledczego Dobrjańskiego, który przy pomocy tajnej policji aresztował go i osadził w Cytadeli. Frankowski, oskarżony o fałszowanie podpisów ks. Serwatowskiego, został jednak oczyszczony z zarzutów i uwolniony 9 grudnia 1881 r. dzięki zeznaniom złożonym przez krakowskiego kapłana. Wobec tego Dobrjański zintensyfikował swoje wysiłki i zdołał pochwycić „na gorącym uczynku” ks. Sikorskiego, gdy udzielał sakramentów unitom. Ks. Marceli trafił za to na 6 miesięcy do Cytadeli, a później został zesłany do Smoleńska.

Chcąc nieść pomoc prześladowanym, Frankowski, Dembowski i ich współpracownicy podjęli się przygotowania do święceń w obrządku unickim. Jednak do wyświęcenia gorliwych działaczy nie doszło ze względu na nieobecność bpa Stupnickiego, który nie przybył na umówioną uroczystość.

W czerwcu 1883 r. Frankowski z Dembowskim przygotowali manifestacje w Łukowie, Międzyrzeczu i Warszawie, by przekazać memorandum unickie przejeżdżającemu legatowi papieskiemu, arcybiskupowi Vanutellemu, który zmierzał na koronację Aleksandra III. Wywarło to na arcybiskupie bardzo dobre wrażenie.

W 1883 r. (w dalszej części ks. Słotwiński podaje, że był to 1884 r.) Frankowski z Dembowskim i dwoma unitami (później pisze, że z czterema) dzięki poparciu jezuitów dotarł do papieża z memorandum podpisanym przez 9591 unitów z Podlasia, Chełmna i Wołynia. W drodze delegacja uzyskała audiencję u biskupa Dunajewskiego, a dzięki wsparciu polskich posłów w Wiedniu otrzymała darmowe bilety kolejowe. We Florencji przedstawiciele unitów nie otrzymali spodziewanego wsparcia od generała jezuitów, natomiast w Rzymie nie pomogli im też polscy kardynałowie. Pomocy udzielił im dopiero hr. Władysław Kulczycki, który zorganizował spotkanie z kard. Jakobinim. Obiecał on, że papież osobiście wręczy memorandum przedstawicielowi Moskwy. Kard. Jakobini kazał Frankowskiemu oczekiwać w Krakowie w kolegium jezuickim na odpowiedź za pośrednictwem generała jezuitów. Gdy jednak w ciągu sześciu tygodni odpowiedź nie nadeszła, Frankowski udał się do ks. Słotwińskiego i zamieszkał w bibliotece pijarów. W tym czasie odwiedzili go bp Janiszewski i hr. Ludwik Dębicki, by odradzić mu powrót do zaboru rosyjskiego. Oferowali mu przy tym synekurę w Galicji, której jednak Frankowski nie przyjął, chcąc wracać na Podlasie.

Przebywając u pijarów, Frankowski napisał sprawozdanie ze swojej działalności i rozesłał je do różnych czasopism. 3 października 1884 r. wyjechał do Warszawy. Na granicy został jednak zatrzymany. Wrócił więc do Krakowa i zamieszkał w Hotelu Lwowskim na Kleparzu. Wysłał stamtąd telegram do gubernatora Hurki z prośbą o zgodę na przekroczenie granicy. Podobną prośbę wysłał też ks. Słotwiński i Adam Asnyk. Gdy gubernator wyraził zgodę, 8 października Frankowski wyruszył w stronę Warszawy. Został jednak aresztowany na granicy i osadzony w Cytadeli Warszawskiej, skąd później trafił na zesłanie do Kiryłowa w Guberni Nowogrodzkiej, gdzie przebywał pod dozorem policji. W czasie pobytu na zesłaniu wysłał do ks. Słotwińskiego kopię memorandum wysłanego 7 grudnia 1884 r. do rosyjskiego ministra spraw wewnętrznych.

Zesłańca odwiedzili przyjaciele, by udzielić mu wsparcia finansowego. Gdy jego brat Stanisław i ks. Słotwiński wysłali telegram do gubernatora nowogrodzkiego z pytaniem o zdrowie Jana, 18/30 grudnia 1885 r. otrzymali odpowiedź, że zesłaniec w sierpniu uciekł z Kiryłowa. Cały zaś ten życiorys ks. Słotwiński podsumował słowami: „wszelki ślad po nim dotychczas zaginął, a z nim upadła też rozpoczęta pod tak dobrą wróżbą praca apostolska i narodowa wśród Unitów podlaskich”.

Poza informacjami zawartymi w życiorysie Jana Frankowskiego możemy o nim przeczytać w rozdziale zatytułowanym „Wyjątki z kroniki x. Adama Słotwińskiego, Pijara”. Dodatkowo autor zamieścił w swojej publikacji „Sprawozdanie Jana Frankowskiego o audiencji u Ojca św.” z 31 lipca 1884 r. oraz „Memoryał Jana Frankowskiego do Ministra spraw wewnętrznych”.

Warto nadmienić, że oprócz ks. Słotwińskiego a działalności Jana Frankowskiego pisali również pracujący wśród unitów misjonarze z zakonu jezuitów. Można o nim przeczytać w książce „Tajna misja jezuitów na Podlasiu (1878-1904). Columbae simlicitate et serpenti prudentia. Wybór dokumentów z archiwów zakonnych Krakowa, Rzymu i Warszawy” (R. Danieluk, Wydawnictwo WAM, Ignatianum, Kraków 2009). Na przykład ks. Henryk Jackowski SJ w liście z 1884 r. nazywa go mężem wielkiej odwagi (magnae fortitudinis vir), choć ma przeciw niemu, że jest związany z środowiskami „patriotycznymi”.

Działalność Jana Frankowskiego i podejmowane przez niego inicjatywy w znacznej mierze przyczyniły się do podtrzymania wśród prześladowanych unitów podlaskich więzi z Kościołem katolickim. W czasach prześladowań zmierzających do rusyfikacji organizował dla nich pomoc duchową ze strony katolików, co jednocześnie wzmacniało wśród unitów związki z Polską. Jednak pomimo swoich planów politycznych i religijnych był w stanie podporządkować się decyzji papieża, który pozbawił go nieoficjalnego przywództwa na polu pracy wśród unitów, by całe dzieło złożyć w ręce księży jezuitów. Pogodzenie się z tym nie było łatwe ani dla Frankowskiego, ani dla jego „patriotycznych” przyjaciół i współpracowników z czasów powstańczej konspiracji, co najlepiej ujawnia się w komentarzach ks. Słotwińskiego. Tym bardziej jednak pokora i posłuszeństwo Jana Frankowskiego okazane wobec decyzji sternika łodzi Piotrowej godne jest podkreślenia.

Wielki patriota, sprawny organizator, odważny przywódca, troskliwy obrońca i pokorny syn Kościoła – taki obraz Jana Frankowskiego zostawił nam ks. Adam Słotwiński. O takich ludziach trzeba pamiętać.

Piotr Pikuła