Obrona grzechów

Każdy z nas, niezależnie od obranej drogi życiowej, wezwany jest do doskonalenia się w naśladowaniu Boga, który jest Miłością. O miłości można powiedzieć wiele. Św. Paweł Apostoł naucza między innymi, że „miłość nie unosi się pychą” (1 Kor 13, 4). Jednym z przejawów pychy jest odrzucanie krytyki i obrona popełnianych grzechów. Temat ten poruszył św. Bernard z Clairvaux (1090-1153), opat cysterski, wybitny teolog i Doktor Kościoła w dziele O stopniach pokory i pychy (WAM, Kraków 1991). Opisał ten problem jako ósmy z dwunastu stopni pychy.

Już w zakończeniu refleksji o stopniu siódmym Doctor Mellifluus opisał typową dla człowieka pysznego niechęć do przyjmowania krytyki. Stwierdził, że obowiązkiem przeora jest napomnieć błądzącego mnicha. Dodał przy tym ważną obserwację: „Kto jednak nie uważa się za winnego i nie widzi swych błędów, złości się, kiedy go za takiego uważają. I gdy mu wytykają winę, nie znika ona, a przeciwnie – wzrasta. Widząc zatem, że po upomnieniu z jego serca płyną słowa zjadliwe, uświadamiasz sobie, że zakonnik taki spadł na ósmy stopień pychy, którym jest obrona grzechów” (XVI. 45, s. 77). Dopiero po tym komentarzu przeszedł do omówienia kolejnego stopnia pychy, czyli właśnie obrony grzechów. Podał tu pięć wzorcowych wymówek stosowanych przez ludzi, którzy chcą się uniewinnić. Pierwsza: „Nie zrobiłem tego”. Druga: „Zrobiłem, rzeczywiście, ale dobrze”. Trzecia: „Nie było to tak wielkie zło”. Czwarta: „Owszem, popełniłem je, lecz nie ze złej intencji”. Piątą św. Bernard zilustrował opisowo: „obwiniony usiłuje, jak Adam i Ewa, usprawiedliwić się czyjąś namową”. To krótkie omówienie Biały Opat zamknął pytaniem retorycznym: „Jakże więc odsłoni pokornie opatowi swe skryte i złe myśli ten, kto uparcie broni grzechów jawnych?” (XVII. 45, s. 77).

Naukę św. Bernarda można rozważać z perspektywy upominanego oraz upominającego. Gdy spojrzymy na nią z pierwszej perspektywy, to musimy poważnie zastanowić się nad naszymi reakcjami na uwagi kierowane pod naszym adresem przez innych ludzi. Mogą to być członkowie najbliższej rodziny, przyjaciele, współpracownicy, sąsiedzi lub zupełnie przypadkowo napotkani uczestnicy ruchu drogowego. Jeśli naszą reakcją na upomnienie jest złość, czasami połączona jeszcze z ciętą ripostą, to być może jest to objaw pychy w jej ósmym stadium rozwoju. Czymś, przed czym trzeba się bronić, to całkowite zamknięcie się na krytykę. Jednak nie każdą krytykę musimy od razu brać do siebie. Najpierw musimy zastanowić się, czy rzeczywiście popełniliśmy coś złego i czy jest to obiektywna obserwacja upominającego, czy tylko jego subiektywna opinia. W codziennym życiu możemy usłyszeć różne uwagi pod swoim adresem, które warto rozważyć ze względu na jakieś wyższe dobro i zastanowić się nad możliwością zrealizowania oczekiwań rozmówcy. Taka refleksja powinna opierać się na wzajemnym szacunku partnerów dialogu, który może czasami wymagać asertywnej odmowy, a czasem pewnych ustępstw i zawierania kompromisów.

Inną sprawą jest nasza odpowiedź na upomnienie. Jeśli uwaga jest zgodna z rzeczywistością, to nie wolno nam kłamać, jak ma to miejsce w przypadku pierwszej wymówki. Jeśli zrobiliśmy coś obiektywnie złego, to nie wolno brnąć w nazywanie czarnego białym. Nie wolno też umniejszać rangi popełnionego zła lub tłumaczyć się dobrymi intencjami czy namową ze strony innych. Takie sposoby usprawiedliwiania własnych błędów dalekie są bowiem od prostolinijności. Lepiej z godnością przyjąć krytykę, niż poniżać się pokrętnymi wymówkami. Pycha poniża, pokora wywyższa.

Gdy spojrzymy na zagadnienie z punktu widzenia upominającego, to warto najpierw pomyśleć o odpowiedniej formie upomnienia, by komunikat był adekwatny do okoliczności. Św. Paweł pisał o tym do Tymoteusza: „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych – jak braci, starsze kobiety – jak matki; młodsze – jak siostry, z całą czystością!” (1 Tm 5, 1-2). Warto tak formułować upomnienie, by nie wywoływało ono poczucia zagrożenia, które uruchamia jedynie mechanizmy obronne, by rzeczywiście wprowadzało na drogę ku światłu, by mniej było w nim potępienia, a więcej zbawienia. Wtedy będzie to prawdziwie braterskie, chrześcijańskie upomnienie. „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 17).

Piotr Pikuła