Nie warto żyć na próbę
Rozmowy z narzeczonymi w poradni życia rodzinnego uświadomiły mi, że bardzo duża część młodych ludzi podejmuje wspólne życie jeszcze przed zawarciem sakramentalnego związku małżeńskiego, wiedząc przy tym, że jest to sprzeczne z nauką Kościoła. Gdy stawiam pytanie o przyczyny takiej decyzji, często słyszę, że chodzi o lepsze wzajemne poznanie się przed podjęciem decyzji zobowiązującej na całe życie. Motywacja wypływa więc z przekonania, że zamieszkanie razem przed ślubem pomoże w osiągnięciu szczęścia w przyszłym związku. Gdy dowiadują się, że współczesna psychologia twierdzi coś przeciwnego, są zaskoczeni. I dziwią się, dlaczego nikt głośno o tym nie mówi.
Dla katolika uznającego autorytet Słowa Bożego przekazanego w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła jest jasne, że mężczyzna i kobieta wspólne życie mogą rozpocząć dopiero po zawarciu sakramentalnego związku małżeńskiego. Prawo biblijne nie porusza bezpośrednio problemu kohabitacji, czyli życia razem bez ślubu. Zabrania natomiast współżycia przedmałżeńskiego: Jeśli ktoś uwiódł dziewicę jeszcze nie zaręczoną i obcował z nią, uiści [rodzinie] opłatę [składaną przy zaślubinach] i weźmie ją za żonę. Jeśliby się ojciec nie zgodził mu jej oddać, wówczas winien zapłacić tyle, ile wynosi opłata składana przy zaślubinach dziewic (Wj 22, 15-16). Wynika z tego, że jeśli kobieta uległa namowom mężczyzny i doszło między nimi do współżycia, traktowano to jak wykroczenie, za które uwodziciel powinien być ukarany grzywną na rzecz ojca. W sytuacji zgodnej z obowiązującym wówczas prawem przyszły mąż był zobowiązany do uiszczenia rodzicom panny młodej opłaty, która byłaby dla niej zabezpieczeniem na wypadek śmierci męża lub porzucenia. Natomiast w przypadku uwodziciela ojciec miał prawo domagać się sumy równej opłacie ślubnej, a mimo to nie oddać mu swej córki.
Oprócz Księgi Wyjścia warto przywołać jeszcze Księgę Syracydesa, która narzucała ojcu obowiązek czuwania nad córką, by znajdując się pod jego opieką nie została zbezczeszczona (por. Syr 42, 9-11). Na kartach Biblii słowo oznaczające zbezczeszczenie wielokrotnie występuje w odniesieniu zarówno do sfery sacrum jak i do czystości seksualnej. Zbezczeszczenie córki było dla ojca powodem do wstydu. Pragnąc zachować dobrą opinię w środowisku, powinien czuwać nad dobrym wychowaniem córki.
Oczywiście może ktoś pomyśleć, że w Biblii zakazane jest jedynie współżycie przedmałżeńskie, można więc zamieszkać razem i nie współżyć. Na tak postawioną sprawę dobrą odpowiedzią jest inny fragment z Księgi Syracydesa, gdzie autor natchniony przestrzega mężczyznę przed stawianiem siebie w sytuacjach rozbudzających namiętności (por. Syr 9, 2-9). Chcąc uniknąć grzechu i jego następstw, należy wystrzegać się też okazji do grzechu. Autor przestrzega przed spotykaniem się z kobietami rozpustnymi, przed przebywaniem z grająca na lirze, przed wpatrywaniem się w dziewicę, rozglądaniem się po ulicach miasta i wspólnym ucztowaniem z kobietą przy winie. Przed wspólnym zamieszkaniem przed ślubem nie ostrzega tylko dlatego, że w tamtych realiach było to po prostu nie do pomyślenia.
Współczesne nauczanie Kościoła również zachęca nas do troski o czystość przedmałżeńską. Katechizm jako dokument zawierający pewną normę nauczania wiary, stwierdza wyraźnie: Narzeczeni są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości. Poddani w ten sposób próbie, odkryją wzajemny szacunek, będą uczyć się wierności i nadziei na otrzymanie siebie nawzajem od Boga. Przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa. Powinni pomagać sobie wzajemnie we wzrastaniu w czystości (KKK 2350). Gdy zaś chodzi o wykroczenia przeciwko czystości i godności małżeństwa, na długiej liście obok rozwiązłości, masturbacji, nierządu, pornografii, prostytucji, gwałtu, cudzołóstwa, rozwodu, poligamii i kazirodztwa znajduje się również wolny związek i życie „na próbę”. W ostatniej kwestii Kościół naucza w sposób następujący: Wiele osób zamierzających zawrzeć małżeństwo domaga się dzisiaj swoistego prawa do próby. Bez względu na powagę tego zamiaru ci, którzy podejmują przedmałżeńskie stosunki płciowe, „nie są w stanie zabezpieczyć szczerości i wierności relacji międzyosobowej mężczyzny i kobiety, a zwłaszcza nie mogą ustrzec tego związku przed niestałością pożądania i samowoli”. Zjednoczenie cielesne jest moralnie godziwe jedynie wtedy, gdy wytworzyła się ostateczna wspólnota życia między mężczyzną i kobietą. Miłość ludzka nie toleruje „próby”. Domaga się całkowitego i ostatecznego wzajemnego daru z siebie (KKK 2391).
Współczesna psychologia potwierdza, że między innymi z całkowitym i ostatecznym wzajemnym darem z siebie mają problem ci, którzy decydują się na kohabitację. W obszernej pracy zbiorowej zatytułowanej „Psychologia rodziny” (PWN, Warszawa 2014) w części poświęconej zróżnicowanym formom życia rodzinnego znajduje się między innymi rozdział poruszający kwestię związków kohabitacyjnych. Według tego opracowania, w 2011 roku w Polsce istniało niemal 400 tys. związków partnerskich, a według sondaży popiera je 2/3 Polaków. Społeczeństwo na ogół uznaje takie związki za ważny etap poprzedzający małżeństwo, gdyż stwarzają one możliwość lepszego poznania się partnerów (s. 260). Autorka rozdziału, Iwona Janicka, po wyjaśnieniu, czym jest związek kohabitacyjny, przedstawiła informacje na temat przyczyn rozpowszechniania się takich związków. Między innymi są nimi czynniki ekonomiczne i kulturowe. Dla mnie zaś szczególnie istotne są informacje o wzorcach rodzinnych. Z kilku oddzielnych badań wynika, że dzieci pochodzące z rodzin rozbitych, kohabitujących lub konfliktowych częściej wybierają kohabitację (s. 265). Natomiast inne badanie, przeprowadzone na grupie 1000 heteroseksualnych mężczyzn w wieku 25-34 lat, wykazało, że tylko mężczyźni z rodzin pełnych i posiadający ojców zaangażowanych w wychowanie byli zorientowani na długotrwały i formalny związek (s. 266).
Dla mężczyzny decydujących się na kohabitację głównym motywem jest seks, a związek nie musi być zwieńczony małżeństwem (s. 267). Wybierając taką formę wspólnego życia, kobiety pragną małżeństwa, mężczyźni – partnerki i seksu (s. 268). Przedstawicieli obu płci charakteryzuje pragnienie niezależności, swobody i braku zobowiązań, liberalizm i niski poziom religijności (s. 268).
Na podstawie badań przedstawionych w kilkunastu różnych publikacjach autorka stwierdza, że przedślubna kohabitacja nie rokuje pozytywnie dla jakości i stabilności małżeństwa. Małżeństwa kohabitujące przed ślubem w porównaniu z tymi, które nie kohabitowały, wykazują wyższy stopień niezadowolenia. Dotyczy to szczególnie kobiet, które wyraźniej od mężczyzn wyrażają swoje rozczarowanie. Pary kohabitujące przed ślubem cechuje niższy poziom zaangażowania w związek, większe nasilenie negatywnej interakcji, wyższy poziom agresji słownej i przemocy fizycznej, większe trudności z rozwiązywaniem konfliktów oraz wyższy stopień niepewności co do wspólnej przyszłości (s. 269). Ponadto pary te słabiej wypadają jeśli chodzi o satysfakcję, komunikację, zaufanie, poświęcenie (s. 270). Nie dziwi więc fakt, że aż 2/3 małżeństw poprzedzonych kohabitacją ulega rozpadowi (s. 272).
Na pytanie o przyczyny niekorzystnych rokowań małżeństw poprzedzonych kohabitacją specjaliści wskazują dwie odpowiedzi. Pierwsza wskazuje na efekt selekcji, który polega na tym, że osoby preferujące kohabitację posiadają cechy uniemożliwiające im trwanie w małżeństwie. Druga wskazuje na efekt kohabitacji, który wzmacnia poczucie tymczasowości związku (s. 272).
Kłopoty tych par wynikają z niewłaściwej motywacji do zawarcia małżeństwa. Rzadko jest nią miłość i pragnienie spędzenia razem życia. Częściej jest to wynik zależności mieszkaniowych i materialnych, powstałych w wyniku wspólnego gromadzenia dóbr. Istotna jest też presja otoczenia (s. 270). U par kohabitujących zauważalne są silniejsze zależności oparte na uczuciach i seksie. Ich relacja jest bardziej intensywna, a przy tym bardziej ulotna niż w małżeństwie.
W tych wszystkich informacjach, przywołanych skrótowo ze względu na ramy artykułu, dostrzec należy przestrogę i wezwanie do nawrócenia. Przestrzegać trzeba młodzież, by w budowaniu relacji zachowała wstrzemięźliwość seksualną, a kładła nacisk na przyjaźń i gotowość wzajemnej służby. Natomiast nawrócić powinni się ci, którzy w imię egoistycznych pobudek sami siebie skazują na konsekwencje grzechu i swoim zachowaniem dają zły przykład innym. Nikt przecież nie chce być nieszczęśliwy. Trzeba więc unikać niebezpiecznych dróg i wybrać tę, którą wskazuje Kościół, która pomaga osiągnąć szczęście doczesne i radość na wieki z Jezusem Chrystusem.
Piotr Pikuła