Mówić z miłością
Chrześcijanie powinni w swoim życiu kierować się miłością, której wzór zostawił Pan Jezus w swoich słowach i czynach. Jego uczniowie na każdej z życiowych dróg powinni wytrwale wyciskać jej ślady. Jednak trochę inny kształt będą one miały na drodze życia kapłańskiego czy konsekrowanego, inny zaś na drodze życia małżeńskiego i rodzinnego. Wiadomo przecież, że nawet jeśli czasem mąż musi się „wyspowiadać” swojej żonie, to zupełnie inaczej ta „spowiedź” wygląda i inne za sobą pociąga skutki. I choć jedna i druga wymaga okazania miłości „grzesznikowi”, to inaczej okazuje ją czcigodny ksiądz w konfesjonale, a inaczej szanowna małżonka przy rodzinnym stole.
Miłość w życiu małżeńskim i rodzinnym powinna kierować się tymi samymi ogólnymi zasadami wynikającymi z Bożego Objawienia, które dotyczą wszystkich wierzących, jednak jej specyficzny charakter wymaga osobnego omówienia. Za drogowskaz warto przyjąć niezwykle bogaty w treść fragment Pisma Świętego, znany powszechnie pod tytułem Hymn o miłości. Pierwsze z zawartych w nim pouczeń głosi: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13, 1). Z kontekstu, w którym osadzone jest to zdanie, wyraźnie wynika, że pisząc o „mówieniu językami”, św. Paweł wskazywał na jeden z charyzmatów, czyli specjalnych darów Ducha Świętego. Apostoł dał do zrozumienia adresatom swego listu, że bez miłości charyzmat mówienia językami zmienia się w dźwięk cymbałów – alalazo, jak onomatopeicznie starożytni Grecy określali m.in. lamentowanie i okrzyk bitewny żołnierzy.
Przywołany powyżej fragment można również odczytać w szerszym kontekście. Przecież za każdym razem, gdy coś mówimy, w naszych słowach powinna wybrzmiewać miłość. „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta” (Łk 6, 45). W słowach tych Pan Jezus daje do zrozumienia, że wypowiedzi ludzi odsłaniają prawdę o ich wnętrzu. W tym miejscu warto przez chwilę zastanowić się, co mówią o nas nasze słowa? Co mówią one o naszym stosunku do naszych bliskich?
W relacjach małżeńskich i rodzinnych ważną rolę odgrywają uczucia. Warto przypomnieć, jak kwestię emocji przedstawia Katechizm. Za podstawowe uczucia uznaje on miłość i nienawiść, pragnienie i obawę, radość, smutek i gniew. Poruszenia wrażliwości same w sobie nie mają wartości moralnej, jednak w zależności od woli i rozumu stają się dobre lub złe. Ponadto mogą być one trwale przekształcone w cnoty lub wady (por. KKK 1772-1774). W praktyce oznacza to, że uczucie miłości męża do żony powinno znaleźć swoje odzwierciedlenie w codziennej postawie troski o jej dobro. Wówczas będziemy mieli do czynienia z miłością jako cnotą ślubowaną podczas zawarcia sakramentalnego małżeństwa.
Przejawem miłości jako trwałej predyspozycji do czynienia dobra jest m.in. zdolność panowania nad negatywnymi emocjami, pod wpływem których można doświadczyć silnej pokusy wypowiedzenia przykrych i raniących słów. Jako przestrogę przed ich używaniem warto przywołać pouczenie Syracydesa: „Uderzenie rózgi wywołuje siniec, uderzenie języka łamie kości. Wielu padło od ostrza miecza, ale nie tylu, co od języka” (Syr 28, 17-18). Posługiwanie się twardymi i ostrymi słowami w relacjach małżeńskich i rodzinnych jest szczególnie niebezpieczne ze względu na wzajemną bliskość. Jeśli ktoś z czytelników powiedziałby autorowi tego tekstu, że jego lektura to starta czasu, to z pewnością nie zabolałoby go to tak bardzo, jak w sytuacji, gdyby to samo stwierdziła jego żona. Podobnie jest w relacjach z dziećmi. Nie płaczę, gdy młodzież rezygnuje z uczęszczania na moje lekcje religii. Nie jestem jednak pewien, jak bym zareagował, gdyby moje własne dziecko powiedziało mi, że się „wypisuje” z rodziny i już nie chce mnie więcej widzieć. Oczywiście w drugą stronę też to działa, dlatego rodzice powinni z rozwagą i ostrożnością dobierać słowa, które kierują do swoich dzieci, ponieważ zadawanie ciosów wywołuje reakcje obronne i zachowywanie bezpiecznego dystansu. Łatwo wtedy o rozluźnienie lub całkowite zerwanie rodzinnych więzów.
Przywołany już wyżej Mędrzec stwierdził również, że „miła mowa przyciąga przyjaciół” (Syr 6, 5). Myślę, że wypowiedź tę można zinterpretować w taki sposób, że „miła mowa” zdolna jest uczynić innych ludzi naszymi przyjaciółmi lub przynajmniej przyjaźnie ich do nas nastawić. Niemiła mowa ma w sobie coś odpychającego. Warto wobec tego zastanowić się, na czym ma w praktyce polegać „miła mowa” w naszych relacjach małżeńskich i rodzinnych? Co mówić, aby „przyciągać” bliskich i wzmacniać wzajemne relacje?
W trosce o małżeństwo i rodzinę w pierwszym rzędzie koniecznie trzeba wygospodarować w ciągu dnia czas na rozmowę. Nie zawsze będzie to łatwe. Różne sprawy będą podejmowały próby zawłaszczenia tych chwil, które moglibyśmy „stracić” dla bliskich. Jest to moment próby, w którym okazuje się, czy potrafimy im „oddać życie”, a właściwie to poświęcić jakąś część tego życia. Pan Jezus naucza: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).
Gdy już mamy ten czas, bardzo ważne jest aktywne słuchanie, połączone z gestami i słowami wyrażającymi zainteresowanie rozmówcą i jego wypowiedzią. Ważną rolę odgrywa tu potakiwanie i dopytywanie z prośbą o ewentualne wyjaśnienie. Dodatkowo można okazać wówczas bliskość przez dotyk, przytulenie, objęcie ramieniem, trzymanie za ręce, czy posadzenie sobie młodszych dzieci na kolano, ponieważ właśnie poprzez komunikaty niewerbalne przekazujemy najwięcej treści, zwłaszcza tych, które czasem ciężko wyrazić słowami. Warto przypomnieć tutaj moment z rozmowy Pana Jezusa z bogatym młodzieńcem, kiedy to „Jezus spojrzał na niego z miłością” (Łk 10, 21). To spojrzenie potrzebne jest zawsze, a zwłaszcza wtedy, gdy swoim bliskim stawiamy wymagania.
Zdarza się, że w rodzinie trzeba poruszyć trudne tematy dotyczące naruszenia przez kogoś obowiązujących zasad. W takich chwilach – również z miłością – trzeba zwrócić uwagę i upomnieć. „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata” (Mt 18, 15). W takim momencie bardzo ważne jest, by określić swój negatywny stosunek do popełnionego czynu, z zachowaniem szacunku należnego osobie, która go popełniła. Takie rozdzielenie wymaga rozwagi i delikatności, ponieważ spontanicznie utożsamiamy osobę z jej czynem, nazywając kłamcą tego, kto mija się z prawdą itd. Lepszy skutek możemy osiągnąć, określając mianem złego konkretny czyn, a nie człowieka.
Na koniec chciałbym jeszcze przypomnieć o doniosłej roli dostrzegania dobra w postępowaniu naszych bliskich, doceniania ich i okazywania im wdzięczności. Podobnie uczynił Pan Jezus, gdy docenił uczonego w Piśmie za jego rozumną odpowiedź i w dowód uznania rzekł do niego: „Niedaleko jesteś od królestwa Bożego” (Mk 12, 34). Śmiało można stwierdzić, że wszystkim nam będzie do niego bliżej, gdy w naszych małżeństwach i rodzinach będziemy starać się mówić z miłością.
Piotr Pikuła