Kto jest osobą?
W debacie bioetycznej na temat ochrony życia ludzkiego od poczęcia doniosłym punktem jest definicja osoby. Zagadnienie to poruszyła Joanna Różyńska w książce „Od zygoty do osoby”. Bioetyk przyjęła, że osoba to istota posiadająca rozwiniętą zdolność do racjonalnego myślenia i samoświadomości. Niezależnie od przynależności gatunkowej o statusie osobowym decydują według niej posiadane moralnie istotne własności psychiczne[1]. Nie precyzuje przy tym ani charakteru ani katalogu tych własności, lecz odwołuje się do ujęcia pochodzącego od Johna Locke’a, dla którego osoba to istota myśląca i inteligentna, obdarzona rozumem i zdolnością refleksji, samoświadoma. Osoba powinna mieć te cechy rozwinięte, choć nie musi aktualnie ich realizować. Autorce chodzi tu dokładnie o rozwinięte struktury neurofizjologiczne, zdolne do podtrzymywania procesów intelektualnych.
Bazując na definicji osoby pochodzącej od Johna Locke’a, Różyńska zaakcentowała przewagę wymiaru intelektualnego nad przynależnością do homo sapiens, przeciwne stanowisko uznając za podobne do rasizmu uprzedzenia gatunkowe. Podkreśliła, że jej definicja pozostaje neutralna wobec dwóch kwestii ontologicznych, z których pierwsza nie określa, ani czy conceptus jest jednym i tym samym organizmem ludzkim przez cały okres rozwoju prenatalnego, ani kiedy powstaje ludzki organizm jako indywiduum biologiczne. Inną kwestią jest też natura i swoistość relacji osoby do jej organizmu.
Poza tym autorka wielokrotnie w swojej pracy posłużyła się wyrażeniem mocne prawo do życia, które zdefiniowała w następujący sposób: Przez mocne prawo do życia rozumiem prawo o sile porównywalnej z siłą prawa do życia przysługującego każdemu normalnemu, dorosłemu człowiekowi (każdej osobie) (s. 119).
W związku z tym sformułowaniem oraz taką jego definicją nasuwają się pewne pytania. Pierwsze z nich, bazując na antonimii słowa mocne, można sformułować następująco: czy istnieje słabe prawo do życia i jak je wówczas zdefiniować? Jednak bardziej niepokojące jest wyrażenie każdemu normalnemu, dorosłemu człowiekowi (każdej osobie). Jeśli kryteria wskazujące na mocne prawo człowieka do życia to normalność i dorosłość, to trzeba zapytać o rozumienie tych kryteriów. O ile łatwiej wyobrazić sobie, co może oznaczać słowo dorosły, o tyle poważny niepokój musi budzić kryterium nazywane normalnością. Co to znaczy, że człowiek jest normalny? Kiedy człowiek jest normalny? Kiedy przestaje być normalny? Czy zatem człowiek nie-normalny ma słabe prawo do życia? Czy człowiek nie-dorosły ma słabe prawo do życia? Dla bioetyków rozwijających swoje koncepcje na bazie filozofii naturalistycznej normalna i dorosła osoba potrafi racjonalnie myśleć i jest tego świadoma. Wtedy cieszy się przywilejem posiadania mocnego prawa do życia. Jeśli jednak jej myślenie zaczyna niedomagać, kończą się przywileje.
Z niepokojem o takim podejściu pisała Hannah Arendt w książce poświęconej procesowi nazistowskiego organizatora ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, Adolfa Eichmanna. Arendt stwierdziła: Dobrze znany jest fakt, że Hitler rozpoczął akcję masowych mordów od przyznania “śmierci z łaski” “nieuleczalnie chorym”, ostatnim zaś etapem swych planów eksterminacyjnych zamierzał uczynić likwidację Niemców “z uszkodzeniami genetycznymi” (osoby cierpiące na choroby serca i płuc). Zresztą poza wszystkim jest rzeczą oczywistą, że zabójstwami tego rodzaju można objąć jakąkolwiek grupę ludzi, co oznacza, że zasada doboru zależy wyłącznie od przygodnych okoliczności. Łatwo można sobie wyobrazić, że w zautomatyzowanej ekonomice nieodległej przyszłości ludzie mogą ulec pokusie zgładzenia wszystkich osób, których iloraz inteligencji plasuje się poniżej pewnego poziomu[2].
Teoretyczne opracowanie proroctwa Arendt zaproponował już w 1979 roku Joseph Fletcher, którego pomysł opisał w swojej rozprawie ks. Grzegorz Hołub: Rozważa on kryterium racjonalności pod pojęciem minimalnej inteligencji (minimum intelligence). Wskazuje on na fakt, że posiadanie ilorazu inteligencji (IQ) poniżej 40 pozwala wątpić w kwalifikacje osobowe danego człowieka. Natomiast ta sama przesłanka stwierdzona na poziomie poniżej 20 IQ oznacza, że na pewno nie mamy do czynienia z osobą[3].
Robert Spaemann stwierdził, że dla narodowych socjalistów jedynym istotnym kryterium określającym wartość ludzkiego życia było kryterium doniosłości społecznej. Dlatego zabraniali aborcji w III Rzeszy, a pozwalali na aborcję w Polsce[4]. Zastosowane przeze mnie powyżej, mówiąc językiem Spaemanna, reductio ad Hitlerum, powinno wszystkim uświadomić, jak wielkim niebezpieczeństwem jest arbitralne wyznaczanie kryteriów decydujących o przyznaniu człowiekowi mocnego prawa do życia. Raz będzie to przynależność do rasy aryjczyków, innym razem będzie to kondycja fizyczna, dziś może to być poziom inteligencji. Ostatecznie jednak zawsze jest to jakaś wersja przynależności do kasty panów, władców życia i śmierci, którzy dla słabszych zawsze gotowi są stworzyć nowy Auschwitz.
Podobną obawę wyraził jeden z polskich bioetyków, ks. Stanisław Warzeszak, gdy stwierdził: nad kulturą ponowoczesności unosi się diaboliczny cień śmierci[5]. Obecnie nie jest to dym z krematoriów, lecz niemy krzyk dziesiątek milionów nienarodzonych, którym bezwzględnie odbiera się życie poprzez aborcję i dokonywane w białych rękawiczkach manipulacje laboratoryjne. Jednak na bioetykach takich jak Joanna Różyńska, nie odróżniających statusu moralnego ludzkiego embrionu od pierwotniaka, chrabąszcza czy kury (s. 14), nie robi to większego wrażenia.
Piotr Pikuła
Przypisy
[1] J. Różyńska, Od zygoty do osoby. Potencjalność, identyczność i przerywanie ciąży, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2008, s. 9.
[2] H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, przeł. A. Szostkiewicz, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1998, s. 373.
[3] G. Hołub, Problem osoby we współczesnych debatach bioetycznych, Księgarnia Akademicka, Kraków 2010, s. 64.
[4] R. Spaeman, Granice. O etycznym wymiarze działania, przeł. J. Marecki, [Terminus 40], Oficyna Naukowa, Warszaw 2006, s. 501.
[5] S. Warzeszak, Bioetyka. W obronie życia człowieka, Petrus, Kraków 2011, s. 55.