Kłamliwe wyznawanie grzechów
Publiczne wyznawanie win w pewnych sytuacjach może być niezbędne. Czasem jednak może być bardzo złudne. Skąd mamy wiedzieć, czy skruszony winowajca bijący się w piersi na oczach ludzi nie jest tak naprawdę aktorem, który chce ocalić resztki dobrej opinii na swój temat? Takie niebezpieczeństwo w publicznym przyznawaniu się do grzechów dostrzegł św. Bernard z Clairvaux (1090-1153) i opisał je jako dziewiąty z dwunastu stopni pychy.
„Niektórzy, gdy im się zarzuca rzeczy publicznie znane, widząc, że zaprzeczanie im nie przyda się na nic, znajdują bardziej przebiegły sposób obrony – udawane przyznanie się do winy” – zauważa Biały Opat w traktacie O stopniach pokory i pychy (XVIII. 46, Pisma 2, WAM, Kraków 1991, s. 78-80). Inspiracją tych słów są pouczenia zawarte w Mądrości Syracha: „Jest przewrotny, skrzywiony ze smutku, a wewnątrz pełen fałszu, ukrywa twarz, udaje głuchego, aby, gdy nie będzie poznany, wziąć górę nad tobą; a jeśli słabość sił powstrzymuje go od grzeszenia, gdy znajdzie sposobność, będzie źle czynił” (Syr 19, 26-28). Według św. Bernarda, pyszne i kłamliwe wyznawanie grzechów jest bardziej niebezpieczne niż ich zuchwała obrona. Człowiek przyjmujący taką postawę „nie tylko nie usprawiedliwia czynionych mu zarzutów, ale wręcz przeciwnie – winę swą powiększa do tego stopnia, że widząc, jak dodaje do niej rzeczy wprost niewiarygodne i dziwne, jesteś skłonny odrzucić nawet to, coś dotąd uważał za pewne”. Wymienione przez św. Bernarda gesty skruchy i pokory, takie jak zmiana wyrazu twarzy, tarzanie się po ziemi, wylewanie łez, westchnienia i jęki stosuje jako zasłoną dymną, która ma zdezorientować rozmówcę. Oskarżając siebie samego ponad miarę, odwraca uwagę od prawdziwego problemu i w sercu skrywa nieprawość. Postawa taka jest grzechem zarówno przeciw prawdzie, jak i przeciw pokorze, choć bardzo możliwe, że znać go będzie tylko sam Bóg. Gdy natomiast wina jest oczywista, udawanie skruchy może być, według Białego Opata, formą wynagrodzenia sobie skazy na pozytywnym wizerunku „pięknem publicznego wyznania win”.
Czy wobec tego istnieje jakiś sposób przekonania się o autentyczności żalu wyrażanego przez winowajcę? Doktor Miodopłynny proponuje następującą metodę: „Jak w piecu wypala się naczynie z gliny, tak prawdziwa pokuta bywa doświadczana w cierpieniu. Kto bowiem pokutuje serio, nie uchyla się przed trudami pokuty, ale cokolwiek mu za winę, której nienawidzi, nałożą, przyjmuje cierpliwie w cichości sumienia” (XVIII.47). Ktoś, kto tylko pozornie wyznał popełnioną winę, dotknięty najmniejszą zniewagą lub karą, nie będzie zdolny do ciągłego udawania pokory i w końcu odsłoni tkwiącą w nim pychę. Zacznie szemrać, zgrzytać zębami i okazywać gniew. Takie zachowanie odsłania jego prawdziwe intencje i wywołuje palący wstyd z powodu ujawnienia jego podstępnej natury.
Św. Bernard, kierując pouczenia do ludzi żyjących w zakonie, dodał jeszcze, że ujawnienie takiej postawy któregoś z mnichów wywołuje ze strony innych oburzenie i potępienie. „Wówczas też niech przełożony ma się na ostrożności: albowiem tym mniej winien przebaczać takiemu, im przez to przebaczenie więcej dałby zgorszenia pozostałym”.
Cierpliwe przyjmowanie kar za popełnione zło jest papierkiem lakmusowym autentycznej pokory. Wskazówki św. Bernarda mogą posłużyć jako inspiracja do refleksji na własnym postępowaniem. Jeśli za moim przyznaniem się do winy idzie gotowość poniesienia konsekwencji popełnionych czynów i naprawienia wyrządzonego zła, to znaczy, że jestem człowiekiem pokornym i prostolinijnym. Jeśli jednak sprawa kończy się tylko na gestach skruchy, to znaczy, że jest ze mną bardzo źle, że jestem aż na dziewiątym stopniu pychy. A jeśli nic nie zrobię, żeby to zmienić, będzie jeszcze gorzej.
„Jakże wspaniałą rzeczą jest pokora! Stroi się w nią nawet wyniosłość pychy, byleby nie zasłużyć na wzgardę” – stwierdza św. Bernard. Pokora jest wspaniałą rzeczą, ponieważ upodobnia nas do Chrystusa: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 29). Starajmy się zatem doskonalić w cichości i pokorze, aby dzięki temu być coraz bardziej autentycznymi uczniami Jezusa, naszego Mistrza i Króla.
Piotr Pikuła