Dekalog VIII. Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu

„Uderzenie rózgi wywołuje sińce, uderzenie języka łamie kości. Wielu padło od ostrza miecza, ale nie tylu, co od języka” (Syr 28, 18). Autor tych słów, Syracydes, podobnie zresztą jak i pozostali pisarze biblijnej tradycji mądrościowej, dużo uwagi poświęcił tematowi odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Zestawiając język z rózgą i mieczem pokazał, że może być on bardzo niebezpieczny, historia zaś potwierdza aż nadto dobitnie, że słowo zwrócone przeciw bliźniemu może stać się niewiarygodnie skutecznym narzędziem zagłady.

W świetle prawa zawartego w Pięcioksięgu można było skazać na śmierć człowieka, przeciw któremu w sądzie stanęło dwóch lub trzech świadków, a ci, którzy zaświadczyli o popełnieniu przestępstwa, pierwsi mieli podnieść rękę na skazańca (por. Pwt 17, 6-7). Oczywiście sędziowie mieli obowiązek dokładnie zbadać sprawę, ale wystarczy przywołać zawartą w Księdze Daniela historię Zuzanny (Dn 13) oraz proces samego Pana Jezusa, by przekonać się, że prawo to stwarzało niebezpieczeństwo bardzo poważnych nadużyć. Właśnie dlatego w Dekalogu znajduje się przykazanie: „Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek” (Wj 20, 16). Prawo starotestamentalne przewidywało też poważne sankcje za naruszenie tego zakazu: „Jeśli powstanie świadek złośliwy przeciw komuś, oskarżając go o przekroczenie Prawa, dwu ludzi wiodących między sobą spór stanie wobec Pana przed kapłanami i przed sędziami urzędującymi w tym czasie. Jeśli ci sędziowie, zbadawszy sprawę dokładnie, dowiodą fałszu świadkowi – jeżeli świadek taki fałszywie oskarżył brata swego – uczyńcie mu, jak on zamierzał uczynić swemu bratu. Usuniesz zło spośród ciebie, a reszta słysząc to, ulęknie się i nie uczyni więcej nic takiego pośród siebie” (Pwt 19, 16-20). Zgodnie z tą normą, świadkowie, którzy oskarżyli Zuzannę o cudzołóstwo, dzięki wykazaniu przez proroka Daniela kłamliwości ich zeznań, sami ponieśli śmierć z rąk ludu (por. Dn 13, 60-62). Na marginesie warto dodać, że w podobny sposób oszczerców traktowały średniowieczne trybunały inkwizycyjne, a i obecnie składanie fałszywych zeznań nie pozostaje bez konsekwencji.

Z powyższego wynika, że lepiej mówić prawdę. Do tego też w wielu miejscach zachęca nas Pismo Święte i Tradycja. Czy jest to jednak zasada, która obowiązuje zawsze i wszędzie? Czy można skłamać na przykład w celu ratowania życia? Jako katecheta dość często spotykam się z podobnym pytaniem. Na forach internetowych niektórych portali katolickich można znaleźć zachętę do potraktowania ósmego przykazania jako zakazującego kłamstwa w sposób absolutny, a na poparcie takiej interpretacji przywołuje się anegdoty opowiadające o tym, jako to Opatrzność wyciągnęła z poważnej opresji osoby, które zdecydowały się wyznać prawdę mimo grożącego im za to wielkiego niebezpieczeństwa. W tym kontekście warto przywołać opisany w Biblii pewien mało znany fakt z życia Dawida. Uciekając przed zawiścią króla Saula, Dawid chciał schronić się w filistyńskim mieście Gat. Został jednak rozpoznany przez służących tamtejszego króla, którzy poinformowali swego władcę, kim jest stojący przed nim człowiek. „Dawid przejął się tymi słowami, a że obawiał się bardzo Akisza, króla Gat, zaczął udawać wobec nich szalonego, dokonywać wśród nich nierozumnych czynności: tłukł rękami w skrzydła bramy i pozwalał ślinie spływać na brodę” (1 Sm 21, 13-14). Widząc takie zachowanie, Akisz nie uwierzył, że stoi przed nim sławny wódz wojsk izraelskich, dzięki czemu Dawidowi udało się uniknąć zemsty Filistynów. Czy i nam wolno zatem w sytuacji zagrożenia oszukać przeciwnika?

Katechizm Kościoła Katolickiego naucza: „Ciężar kłamstwa mierzy się naturą prawdy, którą ono zniekształca, zależnie od okoliczności, intencji jego autora, krzywd doznanych przez tych, którzy są jego ofiarami. Kłamstwo samo w sobie stanowi jedynie grzech powszedni; staje się ono jednak grzechem śmiertelnym, gdy poważnie narusza cnotę sprawiedliwości i miłości” (KKK 2484). Chcąc zatem ocenić, czy podanie nieprawdziwej informacji jest grzechem, musimy wziąć pod uwagę okoliczności, intencję i krzywdę doświadczoną przez wprowadzonego w błąd. W związku z tym Katechizm dodaje: „Prawo do ujawniania prawdy nie jest bezwarunkowe. Każdy powinien dostosowywać swoje życie do ewangelicznej zasady miłości braterskiej. W konkretnych sytuacjach wymaga ona rozstrzygnięcia, czy należy ujawniać prawdę temu, kto jej żąda, czy nie” (KKK 2488). Powyższa myśl rozwinięta została w kolejnym punkcie, gdzie możemy przeczytać, że odpowiadając na prośbę o informację powinniśmy kierować się miłością i poszanowaniem prawdy, w związku z czym dobro, bezpieczeństwo i poszanowanie życia są wystarczającymi powodami do przemilczenia prawdy. „Nikt nie jest zobowiązany do ujawniania prawdy temu, kto nie ma prawa jej znać” (KKK 2489). Dotyczy to na przykład tajemnicy spowiedzi, tajemnicy zawodowej oraz dyskrecji wobec życia prywatnego.

Skoro ze względu na kryterium miłości nie zawsze trzeba ujawniać prawdę, to pójdźmy dalej i zapytajmy, czy wolno użyć kłamstwa w imię ochrony jakiegoś dobra? Na pytanie to udzielił odpowiedzi wybitny etyk, ks. prof. Tadeusz Ślipko (1918-2015), stwierdzając, że w takiej sytuacji nie mamy właściwie do czynienia z kłamstwem, lecz z godziwą obroną sekretu. Stwierdził on, że obrona sekretu przed niesprawiedliwą agresją pod względem moralnym nie różni się niczym od obrony życia. „Toteż podobnie jak w przypadku koniecznej samoobrony przed krańcowym zagrożeniem życia wolno nawet pozbawić napastnika życia i nikt tego nie nazywa morderstwem w sensie aktu moralnie złego, tak samo w sytuacji koniecznej obrony sekretu przed niesprawiedliwą agresją słowną dopuszczalne jest użycie wypowiedzi świadomie wszechstronnie fałszywych oraz wypowiedzi te nie stanowią kłamstwa we właściwym tego słowa znaczeniu, ponieważ agresja stanowi akt, który znajduje się poza granicami cnoty i imperatywu prawdomówności” (9 dylematów etycznych, Petrus, Kraków 2010, s. 75). Oczywiście zasady tej nie wolno nadużywać, ma ona jednak pomóc nazwać rzeczywistość po imieniu. Nikt przecież nie określa mianem mordercy żołnierza zabijającego wrogów w obronie ojczyzny. Nikt też nie powinien nazywać kłamcą kogoś, kto oszukuje napastnika w celu ratowania życia.

Wydaje mi się, że nie byłoby tego typu dylematów, gdybyśmy zastanowili się nad właściwym sensem omawianego przykazania. Jeśli rozważymy, co dokładnie znaczy „mówić przeciw bliźniemu”, okaże się, że w VIII przykazaniu nie tyle chodzi o samo mówienie prawdy, co bardziej o miłość wobec bliźniego. Warto więc wracać do słów św. Pawła Apostoła, który nauczał, że Prawo wypełnia ten, kto miłuje bliźniego: „Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13, 9-10). Kierując się tą zasadą, upodobnimy się do Chrystusa, Słowa, w którym jest życie i światłość ludzi.

Piotr Pikuła