Podróżnych w dom przyjąć
Staropolskie przysłowie „gość w dom, Bóg w dom” jest głęboko zakorzenione w obyczajowości chrześcijańskiej, która od ponad tysiąca lat wpływa na kształtowanie się naszych ojczystych zwyczajów. O gościnności wiele mówi nam Pan Bóg w Piśmie Świętym, szczególnie w wydarzeniach, które opisują gościnność jako postawę godną naśladowania. Warto przypomnieć sobie te fragmenty, by znaleźć w nich pouczenie i zachętę do otwartości na bliźniego, który potrzebuje otwartych drzwi naszych serc. Zwłaszcza że obecnie temat gościnności nabiera nowego wymiaru w obliczu problemu uchodźców.
Autor Listu do Hebrajczyków napomina nas w słowach: „Nie zapominajcie o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę.” (Hbr 13, 2). Słowa te przypominają nam spotkanie z Abrahamem, na które przybył Bóg w towarzystwie dwóch aniołów (por. Rdz 18). Do tego wydarzenia nawiązuje również Katechizm Kościoła Katolickiego: „Uwierzywszy Bogu, wędrując w Jego obecności i w przymierzu z Nim, patriarcha Abraham jest gotowy przyjąć pod swój namiot tajemniczego Gościa: ta przedziwna gościnność pod dębami Mamre przygotowuje do zwiastowania prawdziwego Syna obietnicy.” (2571). Bóg przychodzi do Abrahama jako „tajemniczy Gość”. Obecność Boga nie jest dla Patriarchy nieznośnym czy przygniatającym ciężarem. Ostatecznie zaś okazuje się, że jest prawdziwym błogosławieństwem. Gość w dom, Bóg w dom. Treść tego przysłowia uświadamia nam, jak wielką godność posiada człowiek przestępujący próg naszego mieszkania i na jakie oznaki szacunku zasługuje.
Podczas Liturgii Słowa w dniu Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w naszych kościołach odczytywana jest perykopa, w której znajduje się zapowiedź Sądu Ostatecznego. Opisany jest w niej Król, który oddzieli jednych ludzi od drugich. Kryterium podziału według tej przypowieści jest postawa wobec, jak to określa sam Król, „braci jego najmniejszych” (Mt 25, 40). Wśród sześciu czynów miłosierdzia względem „najmniejszych” Król wymienia także gościnność: „byłem przybyszem, a przyjęliście mnie” (Mt 25, 35c). Gdy słyszymy takie stwierdzenie, spontanicznie rodzi się w nas pytanie: jak to możliwe? To pełne zdziwienia pytanie pojawia się również na ustach ludzi stojących przed majestatem Króla: „Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię…?” (Mt 25, 38). Nawet sprawiedliwi i błogosławieni, którym Król oddaje w posiadanie królestwo przygotowane dla nich od założenia świata, są zaskoczeni tym niepojętym utożsamieniem się Chrystusa z człowiekiem potrzebującym naszej otwartości. Chrystus staje zatem u naszych progów i oczekuje na naszą reakcję. Możemy nie dostrzec Go w człowieku zwracającym się do nas o pomoc. I nic w tym dziwnego, skoro nawet sprawiedliwi i błogosławieni nie wiedzieli, że Chrystusowi okazali gościnę, gdy otworzyli drzwi swoich domów dla „tych najmniejszych”. Chrystus wie, że gdyby we własnej osobie stanął u naszych drzwi, nie zawahalibyśmy się ani przez chwilę. Tylko czy nasza gościnność wynikałaby wówczas z autentycznej i bezinteresownej miłości bliźniego?
Na kartach Ewangelii wielokrotnie odnajdujemy opowiadania o tym, jak sam Pan Jezus potrzebował i doświadczał gościnności. Zdarzały się też takie sytuacje, kiedy to nie było dla Niego miejsca. Nie było dla Niego miejsca, gdy Maryja z Józefem poszukiwali schronienia w Betlejem (Łk 2, 7). Nie było dla Niego miejsca, gdy wraz z uczniami szukał noclegu w pewnym samarytańskim miasteczku (Łk 9, 51-56). Św. Jan Ewangelista mówi wprost: „[Słowo] przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi…” (J 1, 11-12). Czy dzisiaj Chrystus znalazłby u nas schronienie? Czy jesteśmy gotowi, by przyjąć i godnie ugościć bliźniego, w którym odwiedza nas nasz Król? „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.” (Ap 3, 20).
Piotr Pikuła