Powrót do korzeni
Św. Łukasz zawarł w spisanej przez siebie Ewangelii drzewo genealogiczne Jezusa z Nazaretu (Łk 3, 23-38). Wymienia w nim zarówno słynnych patriarchów, jak i mało znane osoby, których imiona dziś już są nam tak obce, że nawet trudno je wymówić. To liczące dziesiątki imion drzewo kryje w swoim cieniu setki lat niełatwych dziejów poszczególnych ludzi, którzy współtworzyli historię całego narodu. I choć to drzewo genealogiczne opisuje ludzkie relacje pokrewieństwa, to zakorzenione jest w Bogu, który objawia się ludziom jako miłujący Ojciec.
Nie jest przypadkiem, że w całym Piśmie Świętym znajduje się wiele genealogii. Przywiązywanie dużej wagi do tego tematu jest wyrazem specyficznego podejścia do zagadnienia rodziny. Jest ona spójną grupą, połączoną więzami krwi i tradycji. Powiązania zachodzące między pokoleniami ujawniają wspólne początki poszczególnych plemion tworzących naród.
W czasach gdy promowanie tradycyjnego modelu rodziny spotyka się z krytyką, jeszcze trudniej znaleźć zrozumienie dla takich idei jak ród, plemię czy naród. Niewątpliwie za tymi pojęciami kryją się idee zupełnie sprzeczne z nowoczesnymi trendami. W kulturze masowej propagowana jest rodzina zatomizowana, ograniczona do wspólnoty domowej. Trudno znaleźć dzisiaj inspirujące obrazy rodziny wielopokoleniowej, w której najmłodsi członkowie rodziny stają się spadkobiercami dziedzictwa przekazywanego przez starszych. I nie chodzi tu tylko o przekazywanie kolejnym pokoleniom dóbr materialnych. Najistotniejszą częścią dziedzictwa, które przekazują nam przodkowie, są takie dobra jak wiara, kultura i moralność.
Z przykrością zauważamy, że nie zawsze ten ideał jest w naszych rodzinach realizowany. Zdarza się, że wskutek ludzkich słabości i grzechów uwidaczniają się zaniedbania w wychowaniu. Zaniedbania te owocują problemami, które często przyjmują postać otwartych konfliktów. Te natomiast mogą prowadzić do trwałego rozpadu więzi rodzinnych. Pojawia się też niebezpieczeństwo wyciągania zbyt ogólnych wniosków, takich na przykład, że rodzina jest środowiskiem patogennym, że więzi międzypokoleniowe nie mają znaczenia, że każdy powinien żyć tylko dla siebie.
Gdy jednak gruntowanie zgłębimy to zagadnienie, okazuje się, że przyczyny kłopotów tkwią nie w rodzinie jako podstawowej komórce społecznej, lecz w naszych ludzkich wadach. W związku z tym powinniśmy uświadomić sobie potrzebę nieustannego zmagania się o formowanie w sobie cnót moralnych, które umożliwiają harmonijny rozwój więzi międzyludzkich. Im więcej szlachetnych nawyków moralnych nabędziemy, tym pełniejsze osiągniemy szczęście. Gdy w procesie kształtowania cnót pojawią się trudności, trzeba znaleźć motywację do dalszej pracy nad sobą. Dla chrześcijanina tą motywacją powinna być miłość do Pana Jezusa, który dał nam przykład, jak powinniśmy kochać Boga i bliźniego. Jezus Chrystus posłał do nas Ducha Świętego, który umacnia nas w zdobywaniu chrześcijańskiej doskonałości, o ile z ufnością Go o to prosimy.
Wówczas okazuje się, że życie rodzinne może dostarczać człowiekowi wiele wspaniałych przeżyć, więzi międzypokoleniowe mogą być przeniknięte wzajemną życzliwością i zaufaniem, a życie w postawie daru z siebie dla drugiego człowieka przynosi głębokie uczucie szczęścia. Skutkuje to pełną szacunku pamięcią o przodkach oraz troską o los przyszłych pokoleń. Rodzina jest wtedy jak mocno zakorzenione drzewo, które potrafi oprzeć się życiowym burzom i z nadzieją wzrasta ku niebu.
Piotr Pikuła