Nie ma większej miłości. Beatyfikacja rodziny Ulmów

Rodzina Ulmów fot.: muzeumulmow.pl

Rodzina Ulmów fot.: muzeumulmow.pl

Wrzesień 2023 roku zapisze się w historii Kościoła w Polsce jako miesiąc beatyfikacji rodziny Ulmów zamordowanej przez niemieckich nazistów za ukrywanie Żydów. Swoją postawą Ulmowie urzeczywistnili słowa skierowane przez Pana Jezusa do uczniów: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 12-14). Ponosząc śmierć za okazanie miłości bliźnim w potrzebie, stali się nie tylko naśladowcami Pana Jezusa, ale przede wszystkim Jego prawdziwymi przyjaciółmi.

Rodzina Ulmów to małżeństwo Józefa (ur. 1900) i Wiktorii z domu Niemczak (ur. 1912) oraz ich dzieci: Stanisława (ur. 1936), Barbara (ur. 1937), Władysław (ur. 1938), Franciszek (ur. 1940), Antoni (ur. 1941), Maria (ur. 1942) oraz dziecko nienarodzone. Ulmowie mieszkali we wsi Markowa na Podkarpaciu, na południe od Łańcuta. Józef i Wiktoria sakramentalny związek małżeński zawarli w 1935 roku. Utrzymywali się z pracy na roli. Józef ukończył szkołę rolniczą w Pilźnie i odbył służbę wojskową. Charakteryzowała go przedsiębiorczość i otwarcie na nowe rozwiązania. Posiadał na własny użytek elektrownię wiatrową. Założył pierwszą w Markowej szkółkę drzew owocowych, dzięki czemu mógł sprzedawać sadzonki. Poza tym zajmował się uprawą warzyw i owoców, pszczelarstwem i hodowlą jedwabników. Za swoją pomysłowość i inicjatywę otrzymał nagrodę podczas Powiatowej Wystawy Rolniczej w Przeworsku. Józef był człowiekiem oczytanym, gromadzącym wartościową literaturę w domowym księgozbiorze opatrzonym exlibrisem „Biblioteka domowa – Józef Ulma”. Do dzisiaj część tej biblioteki można oglądać w Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Można tam również zobaczyć aparat fotograficzny Józefa, którego pasją było robienie zdjęć uwieczniających codzienność swojej rodziny i sąsiadów.

Wiktoria Ulma grała w teatrze wiejskim i uczęszczała na kursy organizowane przez Uniwersytet Ludowy w Gaci. Przede wszystkim jednak w jej osobie dostrzec można „mistykę codzienności”, o której w książce biograficznej pt. „Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości” napisała Maria E. Szulikowska (Rafael, Kraków 2023). Obowiązki żony i matki sześciorga małych dzieci wypełniała z łagodnością i cierpliwością, z prostotą i dobrocią wykonując codzienne czynności związane z utrzymaniem domu i opieką nad potomstwem. „Dzieci są jak kwiaty – mawiała Wiktoria – potrzebują dużo miłości, mądrości, uwagi i właściwej pielęgnacji”. W oczach sąsiadów, późniejszych świadków w procesie beatyfikacyjnym, była wzorem macierzyńskiej miłości.

Spokojne życie rodziny Ulmów skończyło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Józef brał udział w wojnie obronnej w 1939 roku, z której wrócił bardzo ciężko chory. Na szczęście w wyniku interwencji lekarskiej odzyskał zdrowie. Sytuacja materialna rodziny w wyniku wojny uległa pogorszeniu. Józef był jednak człowiekiem zaradnym, dlatego dzięki różnym dodatkowym zajęciom starał się łatać dziury w domowym budżecie.

Wojna przyniosła ze sobą także inny ważny problem. Niemieccy naziści na okupowanych terenach realizowali przyjęty przez siebie plan ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. W ramach tego planu Żydów poddawano dyskryminacji, by w końcu poprzez aresztowania, rozstrzeliwania, zamykanie w gettach i masową eksterminację w obozach zagłady usunąć ich z ziem wchodzących w obszar niemieckiej przestrzeni życiowej. Ponieważ Markowa znalazła się w tym obszarze, również i jej mieszkańcy doświadczyli skutków zbrodniczej ideologii rasowej nazistów. Jednak pomimo wprowadzonego przez okupantów prawa karzącego śmiercią osoby pomagające Żydom, dzięki wsparciu sąsiadów niemiecki terror przeżyło około dwudziestu z nich.

W gronie niosących pomoc prześladowanym znaleźli się również Ulmowie. Najprawdopodobniej pod koniec 1942 roku dali schronienie ośmiorgu Żydom: Saulowi Goldmanowi i jego czterem synom (w Łańcucie nazywanych Szallami), a ponadto dwóm córkom oraz wnuczce Chaima Goldmana z Markowej – Lei (Layce) Didner z córką o nieznanym imieniu i Geni (Gołdzie) Grünfeld. Dla ubogiej i wielodzietnej rodziny nie było to łatwe zadanie. Niemniej, przez kilkanaście miesięcy ich dom był dla uciekinierów ostoją i bezpieczną przystanią.

W filmach dokumentalnych poświęconych rodzinie Ulmów, takich jak „Chleba naszego powszedniego” (reż. K. Mazurkiewicz, K. Pieńko, 2016) i „Ulmowie. Błogosławiona rodzina” (reż. D. Walusiak, 2023), podjęto próbę ukazania sytuacji egzystencjalnej Józefa i Wiktorii, którzy zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, musieli zmierzyć się z lękiem przed konsekwencjami łamania okupacyjnego prawa. Pomagając Żydom, ściągali przecież śmiertelne niebezpieczeństwo na siebie i własne dzieci. Co zatem motywowało małżeństwo z Markowej do niesienia wsparcia potrzebującym? W obu filmach przywołano fakt, że w jednej z książek Józefa czerwoną kredką podkreślony został tytuł fragmentu Ewangelii „Przykazanie Miłości. Miłosierny Samarytanin” (Łk 10, 25-37) oraz dopisane własnoręcznie ołówkiem słowo: „Tak”. Nasuwa się tu oczywista interpretacja, że Ulmowie z otwartym sercem przyjęli wezwanie Pana Jezusa, na które odpowiedzieli codzienną służbą, aż po ostateczną ofiarę z życia całej rodziny. Podobnie jak miłosierny Samarytanin, Ulmowie potrafili wznieść się ponad różnice rasowe, religijne i kulturowe, tak bardzo akcentowane w okresie wojny, i sami będąc Polakami i katolikami, okazali wsparcie Żydom wyznającym judaizm, cierpiącym na skutek zbójeckiej napaści hitlerowców. Ulmowie nie byli jak ci, którzy z lękiem mijają poszkodowanego. Potrafili dostrzec potrzebujących, wzruszyć się do głębi ich tragicznym położeniem i okazać im wsparcie. Ich własny dom był dla zagrożonych Żydów tym, czym ewangeliczna gospoda dla pobitego i obdartego przez zbójców. Trzeba jednak stwierdzić, że Józef i Wiktoria przerośli przykład Samarytanina. Bohater przypowieści zapłacił za pobyt potrzebującego w gospodzie dwa denary. Ulmowie zapłacili najwyższą cenę, poświęcając życie swoje i własnych dzieci.

Z ustaleń historyków wynika, że o fakcie ukrywania Żydów przez rodzinę Ulmów doniósł okupantom granatowy policjant z Łańcuta Włodzimierz Leś. Nad ranem 24 marca 1944 roku przybyło do nich pięciu niemieckich żandarmów oraz kilku granatowych policjantów. Dowódcą oprawców był porucznik Eilert Dieken. W pierwszej kolejności zamordowani zostali Żydzi, później zastrzelono Józefa i będącą w siódmym miesiącu ciąży Wiktorię. Pojawiło się jednak pytanie, co zrobić z dziećmi. Dieken po krótkiej naradzie podjął decyzję, by dzieci również zastrzelić. Późniejsza ekshumacja wykazała, że zostały zamordowane strzałem w tył głowy. Ręka ludzkiej sprawiedliwości dosięgał jedynie Lesia i czeskiego volksdeutscha Józefa Kokota. Dieken po wojnie pracował w niemieckiej policji.

Pamięci o bohaterskiej rodzinie z Markowej nie zatarł upływ czasu. Wiktoria i Józef w 1995 roku zostali pośmiertnie uhonorowani tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Z kolei w 2010 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył ich Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Następnie w 2016 roku w Markowej zostało otwarte muzeum im. Rodziny Ulmów. Ponadto w 2003 roku w diecezji przemyskiej rozpoczął się ich proces beatyfikacyjny, który obecnie został zwieńczony decyzją papieża Franciszka o wyniesieniu ich do chwały błogosławionych Kościoła katolickiego. Jako prawdziwi przyjaciele Pana Jezusa poszli drogą swego Nauczyciela i własnym życiem pokazali, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Dla nas zaś są przykładem posuniętej aż do heroizmu troski o życie drugiego człowieka.

Piotr Pikuła