Prasa o męczeństwie w Pratulinie

KuryerW prasie polskiej w 1874 roku wielokrotnie podejmowany był temat carskich represji wymierzonych w podlaskich unitów. Lektura krótkich notatek prasowych, a czasem i dłużysz relacji, pokazuje wyraźnie, że sprawa męczeństwa ludności unickiej nie była obojętna Polakom zamieszkującym ziemie poszczególnych zaborów. Warto i dziś pochylić się choćby nad jednym z tekstów, gdyż może to pomóc nam przenieść się w tamte czasy i wyraźniej uświadomić sobie, co przeżywali Polacy pod zaborami.

W piątek 6 lutego 1874 roku w „Kuryerze Poznańskim” (nr 29) redaktor Teodor Żychliński umieścił we wstępie następujące słowa: „Zwracamy baczną uwagę czytelników na korespondencyą z Podlasia, która każdemu bezwątpienia łzę współczucia i podziwu wyciśnie”. Na stronie 2 „Kuryera” zamieszczony został tekst zatytułowany: „Z Podlasia. 31 stycznia (Ucisk unitów na Podlasiu)”. Nie zostało niestety podane nazwisko autora tej relacji.

Ten sam tekst ukazał się we wtorek 10 lutego 1874 roku w wydawanym we Lwowie „Dzienniku Polskim” (nr 32) oraz w krakowskim „Czasie” (nr 32), natomiast wydawana również we Lwowie „Gazeta Narodowa” opublikowała ten tekst dzień później (nr 33). W obu gazetach powołano się na źródło, jakim był „Kuryer Poznański”.

Porównanie różnych tytułów prasowych pozwala stwierdzić, że jest to najstarsza publikowana relacja z męczeńskiej obrony unickiej świątyni w Pratulinie.

Piotr Pikuła

Kuryer Poznański (nr 29), piątek 6 lutego 1874 roku
Z Podlasia. 31 stycznia
(Ucisk unitów na Podlasiu)

Doszły was zapewnie straszne wieści o gwałtach, jakich dopuszcza się Moskwa na Unitach w Chełmskiem; wieści te są prawdziwe, leje się św. krew męczenników, co nie chcą Moskwie zaprzedać swej duszy; krew ta męczenników unii zdziera maskę obłudy z oblicza Moskwy, która usiłowała w świat wmówić, że unici pragną gorąco przejść na schizmę i w tym celu płatnym kazała pisać dziennikom, że unici z własnej woli wysyłają do cara adresy, prosząc, aby ich na łono przyjęto prawosławia. Należy dzisiaj zbierać dowody, aby przekonali się ci, co tak wychwalają tolerancyą Moskwy, aby wiedziała Europa, że dzisiejsza Moskwa Aleksandra II tą samą pozostała, jaką była za Iwana Groźnego i Mikołaja. Pospieszam zatem donieść wam fakta, które albo na własne widziałem oczy, albo które z wiarogodnych zaczerpnąłem źródeł. Walka Moskwy z unią będzie uporczywą i straszną, bo lud unicki wzniósł się do bochaterstwa pierwszych czasów chrześcijaństwa i z weselem leje już krew za świętą wiarę swych Ojców. O ile zdołam, przesyłać wam będę zapiski, które posłużyć kiedyś będą mogły jako księgi męczeństwa świętych wyznawców unii naszej.

Całe Podlasie przedstawia dzisiaj krwawą scenę, na której nic nie usłyszysz, jak tylko płacz, jęki, i klątwy dzikiego Moskala, uganiającego się za przywiązanym do unii ludem wiejskim. Najwięcej jednak, jak się zdaje, zwróciła Moskwa swój knut i bagnet na nieszczęśliwych unitów zamieszkałych w Siedleckiem. Gubernator Gromeka wydał rozkaz naczelnikom powiatów, aby wszędzie wprowadzali schizmę. Podobny rozkaz odebrał między innemi także naczelnik powiatu Bialskiego Kutanin a w szczególności, aby się udał do wsi Pratulina leżącej nad Bugiem (własność pp. Kowalskich) i tam odebrał od włościan klucze cerkiewne a oddał je do rąk pewnego świętojurcy. Gdy Kutanin przybył na miejsce, zastał tam zgromadzonych około 900 włościan, którzy cerkiew otoczyli. Kutanin, człowiek z resztą, trzeba przyznać, wykształcony a nawet uczciwy, nie chcąc użyć gwałtu, w sposób łagodny przedstawiał włościanom, że wola taka jest rządu, aby oddali klucze od cerkwi, przyjęli przysłanego im księdza świętojurcę, prosił ich wreszcie, aby się rozeszli i nie narażali na gwałt, którego rząd będzie zmuszony użyć. Włościanie jednak, kłaniając się naczelnikowi, odpowiedzieli, że tu, gdzie chodzi o wiarę św. nie mogą go usłuchać. Kutanin, nie chcąc dopuścić się gwałtu, odjechał, nic nie wskórawszy i zdał raport gubernatorowi, że on nic dokazać nie może. Gubernator posłał tedy do Pratulina trzy roty wojska, które przybywszy, zastają tamże w tem samem miejscu zgromadzonych unitów, ale w większej jeszcze liczbie. Dowódca wojska Stein zaczyna ich nakłaniać, aby się rozeszli do domów. Kiedy Stein skończył słowa perswazji, ze wszystkich stron odezwały się głosy:
– A jak się nazywacie?
– Stein – była odpowiedź dowódcy.
– A jakiej wy wiary? – odezwali się znowu unici.
– Luterskiej – odpowiada Stein.
– Ha! – to wy pierwsi przyjmijcie schizmę, a my zobaczymy, jak to wygląda odstępca od wiary – hurmem zawołali włościanie.
– Rozkażę żołnierzom strzelać do was – groźnie zawołał dowódca.
– Jeżeli macie taki rozkaz, tedy strzelajcie, my gotowi wszyscy wyginąć, a wiary nie odstąpimy – w uniesieniu zawołał lud cały.

Po tej odpowiedzi godnej pierwszych męczenników chrześcijaństwa, dowódca kazał dać ognia i posłuszni sołdacy moskiewscy odwiedli kurki.

I to nie zastraszyło ludu, starzy gospodarze rozpięli swe sukmany i obnażywszy piersi zawołali: „strzelajcie, za wiarę słodko umierać!”

Posypał się tedy ogień rotowy, a na placu zostało 15 zabitych i 40 rannych.

Moskwa widząc, że mimo krwawych już ofiar lud nie da się nagiąć i przyjdzie jej chyba wszystkich powystrzelać, ustąpiła z placu. Do ustępujących od cerkwi Moskali powychodziły z domów niewiasty i niosąc na rękach małe dzieci, wołały: „strzelajcie i na nas, zabijajcie, wszyscy wolimy poginąć za wiarę, a nie zostaniemy schyzmatykami”.

I czyjeż serce nie wzrusza się na to bohaterstwo naszego ludu unickiego, który opuszczony w wielu miejscach przez pasterzy, uwięzionych przez Moskwę, albo przez nich zdradzony, sam jeden stawia czoło barbarzyńskiej Moskwie i leje krew swą za wiarę świętą. Wieść o krwi tej męczeńskiej dojdzie do uszu Europy, ale zmateryalizowana, czyż pojmie ona tę gorącą wiarę naszych męczenników i poświęci jej choć jedno słowo gorące? Niechaj przynajmniej dowiedzą się ci z pokrewnych nam braci Słowian o tej sławionej tolerancyi moskiewskiej a przestaną wzdychać za ową federacyą słowiańską pod hegemonią moskiewską.

Po krzyku boleści, jaki mi z piersi mimowoli się wyrywa, wracam do wątku mego opowiadania. W Biały przepełnione jest więzienie, że rodziny strażników powynosić się musiały do miasta z mieszkań, które tamże zajmowały. Rannych ciągle jeszcze przywożą, a jeńców, tak mężczyzn, jako i niewiasty z powiązanemi w tył rękoma, często razem po kilku, przyprowadzają do miasta. Jeńcy ci z rozkoszą idą do wiezień, a gdy ich wypuszczą w wolnych godzinach na okolnik więzienny, to skaczą, to się śmieją i żartują z dozorców tak, że patrząc na to wszystko i płakać i śmiać się chce na przemian. Wszyscy tu przywiezieni Unici z największą chęcią pragną zginać za wiarę. Po wzmiankowanej rzezi w Pratulinie przysłano tu doktora Maliszewskiego, aby opatrzył rannych, lecz niewiasty nie pozwoliły się opatrywać, mówiąc: „lepiej nam umrzeć, jak przyjąć schizmę”.

Tyle na dzisiaj, później napiszę więcej, jeżeli okoliczności na to pozwolą.