Wiatr wieje tam, gdzie chce…
Ducha Świętego poznałem tak naprawdę dopiero w szkole średniej. Byłem już wtedy uformowany przez pobożność małej wiejskiej parafii i myślałem, że już wszystko wiem o wierze. I gdy sądziłem, że już nic nie może mnie zaskoczyć, spotkałem ludzi, z którymi wypłynąłem na głębokie wody.
W liceum, do którego uczęszczałem, za sprawą księży katechetów, prężnie działała grupa odnowy w Duchu Świętym. To dzięki nim i członkom szkolnej wspólnoty charyzmatycznej uświadomiłem sobie, jak mało jeszcze wiem o życiu wiary. Duch Święty odsłonił przede mną nieprzebrane bogactwo łaski. Stopniowo coraz obficiej z niego korzystałem i zacząłem dzielić się nim z innymi. Silne pragnienie ukazywania ludziom Chrystusa skierowało mnie na drogę pracy katechetycznej, którą kroczę już od prawie siedmiu lat.
Duch Święty, którego poznałem, jest Wiatrem. Wiatrem, ponieważ, jak nauczał Jezus, „szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża” (J 3, 8). Widziałem ludzi, którzy pod wpływem Jego powiewu zginali swe głowy i kolana przed Bogiem, choć nigdy bym się tego po nich nie spodziewał.
Duch Święty jest Ogniem. Widziałem ludzi, których rozpalał do łez płomieniem niepojętej miłości, choć wydawało się, że ich serca są zimne i zamknięte. On potrafił je przeniknąć, otworzyć, ogrzać w swoim cieple, przygarnąć do serca Boga Ojca.
Duch Święty jest tajemniczą Mądrością. Spotkałem ludzi, którzy Jego łaską potrafili przeniknąć sprawy po ludzku dla nich zakryte. Którzy dla uleczenia zranionych dusz otrzymali dar przenikania ich tajników.
Duch Święty jest potężną Mocą. Widziałem ludzi wyrywanych przez Niego z sideł grzechu, z chorób dusz i ciał. Widziałem ludzi, których uzdrowił swoim orzeźwiającym tchnieniem.
Takiego Ducha Świętego poznałem, a za tymi ogólnymi sformułowaniami kryją się historie konkretnych ludzi, spośród których wielu to moi przyjaciele i znajomi. Miałem to szczęście, że spotkałem Ducha Świętego jakby wyłaniającego się wprost z kart Nowego Testamentu. Ducha szczodrze obdarzającego różnymi charyzmatami dla budowania jednej wspólnoty wierzących w Chrystusa. Poznałem też Ducha, któremu zależy na człowieku, który walczy o człowieka zagubionego, zniechęconego, czasem trochę zbuntowanego.
Poznałem też tę najtrudniejszą stronę Jego działania, kiedy przychodzi w łagodnym powiewie natchnień zapraszających do współpracy. Ciężko oprzeć się Mu, gdy patrzy na ciebie oczyma uzdrowionego ślepca, gdy zmierza ku tobie krokiem uzdrowionego kaleki. Jest porywający, gdy mówi do ciebie ustami nawróconego bandyty czy wyzwolonego nałogowca. Jest zniewalający, gdy słowami proroctwa przenika zaułki twojej duszy i wskazuje właściwy kierunek. Ale przychodząc w subtelnych natchnieniach, Duch Święty jest najbardziej pokorny, jest najbardziej sobą. Wtedy daje ci największą swobodę dokonania wyboru i oczekuje na twoją niczym nieskrępowaną decyzję, która wynikać będzie tylko i wyłącznie z bezwarunkowej miłości. Niczego innego tak naprawdę nie oczekuje, bo sam jest Miłością, w której musisz się zanurzyć, żeby na nowo się narodzić.
„Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha” (J 3, 8).
Piotr Pikuła