Walczę o chwałę Króla Niebios
Ach! jakże słodki był dla mojej duszy pierwszy pocałunek Jezusa!… Był to pocałunek miłości; czułam, że jestem kochana i sama również mówiłam: “Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze”. Nie było żadnych próśb, zmagań, ofiar; już dawno Jezus i biedna mała Teresa spojrzeli na siebie i zrozumieli się… Tego dnia nie było to już spojrzenie ale zjednoczenie; nie było już dwojga; Teresa znikła jak kropla wody w głębinach oceanu. Pozostał sam Jezus; On był mistrzem, Królem (s. 88-89).
W tak niezwykły sposób opisała swoje doświadczenie spotkania z Chrystusem Eucharystycznym podczas pierwszej Komunii św. Teresa z Lisieux (1873-1897).
„Dzieje duszy” (Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2013) spisane przez francuską karmelitankę odsłaniają głębię jej zjednoczenia z Panem Jezusem. Jako Doktor Kościoła Mała Tereska może być dla nas nauczycielką życia wewnętrznego, którego centrum jest Chrystus. Warto zauważyć, że Tego, który z miłością wypełnił jej serce, Teresa nazywa nie tylko Oblubieńcem, lecz także Królem Niebios, Królem Chwały i Królem królów.
W 1887 roku Tereska udała się w podróż do Rzymu, by prosić papieża Leona XIII o zgodę na wstąpienie do karmelitanek w piętnastym roku życia. Podczas tej pielgrzymki miała okazję odwiedzić Loreto, gdzie znajduje się Domek Matki Bożej. Za swą największą pociechę w tym sanktuarium uznała przyjęcie samego Jezusa w Jego domku. Była zaszczycona Jego obecnością i czuła się jak Jego żywa świątynia. Opisując towarzyszące jej wówczas uczucie zachwytu, zanotowała: Było to szczęście zupełnie niebiańskie, którego nie sposób wyrazić słowami. Czymże dopiero będzie nasza Komunia św. w wiekuistym mieszkaniu Króla Niebios?… Tam radość nasza nie będzie miała końca, nie będzie tam smutku, rozstania i nie trzeba będzie koniecznie – dla zachowania wspomnienia – skrobać ukradkiem murów, uświęconych obecnością Bożą, dom Jego bowiem będzie naszym na wieki… Nie chce On dać go nam już tu na ziemi, tylko wskazuje nam, abyśmy ukochali ubóstwo i życie ukryte; zachowuje natomiast dla nas swój Pałac chwały, gdzie nie będzie już ukryty pod postacią dziecka czy białej hostii, ale będzie takim, jakim jest w blasku swego nieskończonego majestatu!!!… (s. 156-157).
Kontynuując relację z pielgrzymki do Rzymu, Teresa opisała swoje spotkanie z papieżem Leonem XIII, podczas którego jej ojciec, Ludwik Martin (obecnie już kanonizowany), został przedstawiony jako ojciec dwóch karmelitanek. Papież na znak szczególnej łaskawości – relacjonuje Mała Tereska – położył rękę na czcigodnej głowie mego drogiego Króla, jakby chciał go w ten sposób naznaczyć tajemniczą pieczęcią w imieniu Tego, którego jest prawdziwym zastępcą… Ach! teraz, gdy ten Ojciec czterech karmelitanek jest już w Niebie, na jego czole spoczywa już nie ręka Papieża, zdająca się wróżyć mu męczeństwo… ale ręka Oblubieńca Dziewic, Króla Chwały, opromieniająca głowę Wiernego Sługi i już nigdy ta dłoń chwalebna nie usunie się z czoła, które uwieńczyła na wieki!… (s. 165-166). Warto tu zauważyć, że św. Teresa nazywa królem nie tylko Pana Jezusa. Bardzo często tytułuje tak swego tatę, przy czym siebie nazywa jego królewną. Odnosząc się do początków życia zakonnego, Tereska zanotowała: Z jaką wiarą przyjął Tatuś rozstanie ze swą królewną świadczą słowa, w których zawiadomił o tym swych przyjaciół w Alençon: – “Najdrożsi Przyjaciele, Teresa, moja królewna, wstąpiła wczoraj do Karmelu!…” (s. 187). Z kolei komentując śmierć swego taty, Tereska zapisała: Nadszedł czas, by sługa tak wierny otrzymał nagrodę za swoje trudy i słusznym było, by jego zapłata była podobna do tej, jaką Bóg dał Królowi Nieba, swemu Jedynemu Synowi… (s. 187).
W początkowym okresie życia zakonnego Mały Kwiatek przeszczepiony na górę Karmel, jak określiła siebie Teresa, rozkwitał w cieniu Krzyża. Dalej stwierdziła: Zrozumiałam, w czym leży prawdziwa chwała. Ten, którego królestwo nie jest z tego świata, ukazał mi, że prawdziwa mądrość, to “chcieć być nieznanym i uważanym za nic”, to “szukać radości we wzgardzie samego siebie”… Ach! tak jak Jezus pragnęłam, by “moja twarz była prawdziwie zakryta, aby na ziemi nikt mnie nie poznał”. Chciałam cierpieć i być zapomnianą… (s. 186).
Pokora w zjednoczeniu z Chrystusem owocowała w życiu Teresy głęboką radością, której przykładem może być przygotowane przez nią zaproszenie na śluby zakonne: Bóg Wszechmogący, Stwórca Nieba i ziemi, Najwyższy Władca Świata, i Najchwalebniejsza Dziewica Maryja, Królowa Dworu Niebieskiego, pragną zawiadomić o Zaślubinach ich Dostojnego Syna, Jezusa, Króla królów i Pana panujących, z Panną Teresą Martin, obecnie Damą i Księżniczką królestw wniesionych w posagu przez jej Boskiego Oblubieńca, czyli: Dziecięctwa Jezusa i jego Męki, skąd wywodzą się jej tytuły szlacheckie: od Dzieciątka Jezus i od Najświętszego Oblicza (s. 204). Słowa te wyrażają jej wielkie szczęście oraz świadomość godności jej Oblubieńca. Widać to również w następującym wyznaniu: Moje zjednoczenie z Jezusem dokonało się nie pośród piorunów i błyskawic, to znaczy łask nadzwyczajnych, ale w tchnieniu lekkiego wietrzyka, podobnego temu, który słyszał na górze nasz ojciec św. Eliasz… O jakież to łaski nie prosiłam tego dnia!… Czułam się rzeczywiście KRÓLOWĄ, korzystałam więc z mego tytułu, by uwolnić więźniów, by uzyskać u Króla łaski dla Jego niewdzięcznych poddanych, chciałam wreszcie uwolnić wszystkie dusze z czyśćca i nawrócić grzeszników… (s. 201-202).
Jednym z tematów rozważanych przez Teresę w „Dziejach duszy” jest relacja zachodząca między powołaniem do życia czynnego i kontemplacyjnego. W pewnym momencie zapisała nawet, że choć jej powołaniem karmelitanki jest bycie oblubienicą i matką, to odczuwa w sobie także powołanie wojownika, kapłana, doktora i męczennika. Napisała, że ma w duszy odwagę krzyżowca i pragnie umrzeć na polu bitwy w obronie Kościoła… (s. 237). Kilka stron dalej dodaje: Ja jestem Dzieckiem Kościoła, a Kościół jest Królową, ponieważ jest Twoją Oblubienicą, o Boski Królu Królów… Nie bogactw i Chwały (nawet Chwały Nieba) pożąda serce małego dziecka… Ono wie, że chwała należy się z prawa Braciom jego: Aniołom i Świętym… Jego chwałą będzie odblask tej, która promieniuje z czoła jego Matki. Ono o jedno tylko prosi: o Miłość… Ono jedno tylko potrafi: kochać Ciebie, o Jezu… Świetne czyny są mu zakazane, nie może głosić Ewangelii, przelewać krwi… mniejsza o to; jego bracia pracują za nie, a ono, małe dziecko, stoi przy tronie Króla i Królowej i kocha za swych braci, którzy walczą… Ale w jaki sposób okaże swą Miłość, skoro Miłości dowodzi się czynami? Otóż dziecię będzie rzucać kwiaty, ich wonią nasyci tron królewski i swym srebrzystym głosem śpiewać będzie pieśń Miłości (s. 242).
Tego typu rozważania mogą wywoływać wrażanie oderwania od rzeczywistości i życia w iluzji. Dzisiaj pewnie niektórzy chcieliby to nazwać religijnym fantasy. Jednak Tereska ma wyraźną świadomość, co jest bajką, a co rzeczywistością. Wie też, że wymiar doczesny i duchowy nieustannie splatają się ze sobą, a najpełniejszym tego wyrazem było wcielenie Syna Bożego. Znajdujemy to w słowach: Przypuśćmy, że urodziłam się w krainie gęstej mgły i nigdy nie podziwiałam radosnego widoku natury zalanej i przemienionej promiennym słońcem; co prawda od dzieciństwa słuchałam opowiadań o tych wspaniałościach, wiem, że kraj, w którym przebywam, nie jest moją ojczyzną, że jest inny, do którego winnam nieustannie tęsknić. Jego istnienie nie jest bajką zmyśloną przez mieszkańca smutnego kraju, w którym się znajduję, lecz prawdą niezbitą, albowiem Król owej słonecznej ojczyzny przyszedł do krainy ciemności, by żyć w niej przez trzydzieści trzy lata. Ale cóż! ciemności nie mogły zrozumieć, że ten Boski Król był światłem świata… (s. 260-261).
Ciemności nie mogły tego zrozumieć, dlatego wciąż toczy się walka między mrokiem a światłością. Tereska wyznała, że jest szczęśliwa z możliwości udziału w walce o chwałę Króla Niebios. Dodała również: jestem gotowa podążyć spiesznie na inne pole walki, gdyby Boski Generał tego sobie życzył. Nie trzeba tu rozkazu, wystarczy spojrzenie, prosty znak (s. 267).
Również każdy z nas bierze udział w duchowym zmaganiu. Każdy z nas musi się opowiedzieć po którejś z walczących stron. Obyśmy za przykładem Małej Tereski potrafili znaleźć w sobie odwagę i siłę do walki o królowanie Chrystusa w naszych sercach oraz w życiu rodzinnym i społecznym.
Piotr Pikuła